Do Wrocławia pociągiem. Potem, dzieki radom Młynarza - wydostaliśmy sie z Wrocławia dość sprawnie (wielkie dzięki!:). Potem jechaliśmy sobie w deszczu do Sobótki, po drodze naszła nas ochota jechać polem, ale niestety droga po jakimś czasie znikła, a my zostaliśmy w kwiatach po pachi. Ubłociliśmy siebie i sprzęt okrutnie. W Rogowie zaliczyłam niegroźną glebę, chyba jednak znów polubie rękawiczki, bo przez parę kilometrów okropnie mnie zbite dłonie bolały - jednak przeszło bez śladu. W Sobótce na kwaterze zrzuciliśmy bambetle i hajda na Ślężę. Pojeździliśmy tam sobie trochę, na Ślężę wjechać jeszcze się udało, ale jak doszło do zjazdu, to było raczej prowadzenie rowerów. Potem powrót na kwaterę, gdzie wypiliśmy słynne wrocławskie piwo.
zanim jednak to piwo, to po drodze kultowy napój z dzieciństwa, wisniówka - fullandryna
ta buda może i nie ma ścian, za to ma na wyposażeniu telewizor:
na Sabat w Sobótce żeśmy się spóźnili:
zdjęcie Jacka: dziecko zamierza się na krajobraz:
z niedźwiedziem:
Komentarze (3)
ja tych szlaków tam nie znam kompletnie, wjeżdżaliśmy najpierw jakimiś rowerowymi, co to chyba okrążają Ślężę, a potem żółtym pieszym od strony południowej - nachylenie takie dość łagodne tam było że spoko, ale mnóstwo kamyków małych usypanych po których cięzko jechać no i takie rynienki. za to zero ludzi - no bo w sobote padało. wracaliśmy z kolei też żółtym ale jakby z drugiej strony (od wieżycy - dotarliśmy tam do Plasterków i potem jakoś sobie w bok) i tam już nie było usypanych kamulków tylko normalne naturalnie leżące, za to spore no i mokre. Ja po czymś takim nie bardzo umiem zjeżdżać, poza tym miałam semisliki i zesztywniały amor więc już w ogóle. Jacek sobie tam zjeżdżał gdzie się dało, ja wolałam sobie sprowadzić w miejscach krytycznych. nie jestem wyczynowiec:)
Fajnie sobie pojeździliście :) Rozumiem, że po deszczu nie dało się zjechać - Ślęża nie jest przyjazna dla rowerzystów... Ale my się nie damy, nie? A powiedz mi którym szlakiem wjechaliście na szczyt?