Do Jarocina pociągiem, a potem w towarzystwie Złego Człowieka Jatylkopobułki do Środy. Kędy nas prowadził, on sam tylko wie. Okazało się, że przed Solcem da się kawałek terenem jechać, to jest wałem, z którego juz stopniało, spłynęło i wyschło - ale nie wiadomo jaki kawałek. Potem podobnie jak wczoraj, przez most, a potem trochę inaczej, bo nie przez Przymiarki, ale za to przez Sulęcinek (muszę poprawić wczorajszy Sulejówek czy co tam wpisałam), potem przez Garby, i do Środy, gdzie Wojtek wrócił do Jaro, przedtem wypijając dwie kawy, a my z Jacem pojechaliśmy do Poznania, przedtem zjadając pizzę i makaron. Wygląda na to, że wiosna na całego zamierza wkroczyć. W mieście są aleje kup w miejscach gdzie były zaspy, natomiast poza miastem w miejscach zasp, np w rejonie wiosek, zauważylismy aleje butelek i buteleczek po napojach rozweselajacych (ale nie wszędzie!) i oraz od czasu do czasu jakieś martwe zwierzę. Widac tez było o wiele milsze aspekty wiosny, czyli jakies inne kolory niż biały i szary...
trasa: Jarocin - do Chociczy to wie Wojtek, jak - Solec, Sulęcinek, Garby, Środa, POdgaj, Pławce, Czerlejno, Trzek Duży, Gowarzewo, Tulce, Poznań, pojechaliśmy przez Maltę, żeby przy źródełku trochę odbłocić rowery.
Poznań - Puszczykowo - Rogalinek - Rogalin - Świątniki -Radzewice -Trzykrotne Młyny -Czmoniec - Orkowo - Niesłabin - Zbrudzewo - Śrem - Nochowo - Pełczyn -Gawrony - Miedzychód - Pinka - Kotowo - Dolsk - Trąbinek - Błażejewo - Włościejewice - Włościejewki - Brzóstownia - Książ Wielkopolski - przez most na druga stronę Warty - Solec -Przymiarki - Sulejówek - Garby - Środa Wielkopolska (tu się objedliśmy i pojechaliśmy pociagiem do domu) Okolice Dolska są rewelacyjne, ale jeszcze za wcześnie, żeby wjechać porządnie w teren. Pogoda dziś przepiękna, świetnie się jechało. Aha, no i wyjazd był rzecz jasna w intencji. Żeby wyjazd wakacyjny wyszedł tak jak trzeba. Razem, rowerowo i tam gdzie ma być:D
na basaj, o zgrozo, taksówką. zajęcia w ekipie - muszę się zmobilizować i znowu zacząć zapamiętywać ile czego było. Pamiętam tylko poczatek - najpierw setka zmiennym z unieruchomionymi nogami a potem setka zmiennym z unieruchomionymi rękami. na końcu probowałam skakać. a jakoś w srodku było sporo powydłużanego kraula. aaa i jeszcze żabokraul, dziwaczne ćwiczenie od którego idzie się udusić. Kiedy wreszcie odczuję skutki niepalenia...
W sobotę postanowilismy jechać do Środy. Kilometry na Malcie były w pewnym momencie okrutne, rozdeptany lepki snieg, który jeszcze się nie roztopił, nie pozwalał na normalną jazdę, potem w lesie było nie lepiej:), no, ale za to jakże zabawnie, no i niezły wysiłek, żeby w tym ujechać. Ale to trwało niedługo, potem już był asfalt do Środy, słoneczko i wiaterek w plecki, rewelacja i 30 z licznika nie schodziła...i tak przez jakies 30 km. Bo potem zawrócilismy, i mimo że inna drogą wracaliśmy, to jednak wiaterek już nie pomagał, a wręcz przeciwnie. I tak sobie nie pomagał absolutnie przez powrotne 50 km, więc się naprawdę, muszę przyznać, umęczyłam.
Poznań - Malta - i na Środę przez Zimin, Krerowo - Środa - powrót przez Nową Słupię, Bożydar (gdzie widzielismy wprost rewelacyjne bałwany, jak mi sie zachce, to zamieszczę zdjęcie)- Kórnik - Rogalin - Mosina - Puszczykowo - Luboń - Poznań
na basaj sama; po dwóch dniach i nocce ciężkiej tyrki zaczęły mnie boleć plecy, więc pomyslałam, że basen bedzie odpowiedni...Na basenie, jak to trafnie nazwała Koleżanka Aldona, akcja wiosna - czyli tory pełne...na szczęście byłam na torze z panami, którzy rzeczywiscie chcieli pływać, a nie się pluskać, wiec trochę popływać się dało. Ale nie dało się przeprowadzic planu treningowego z powodu tłoku, więc nawet nie pamiętam jak pływałam, ot tym czym się dało w danym momencie.
pierwszy raz w życiu, i raczej po raz ostatni, na maratonie spinningowym. Ot tak, zobaczyc o co chodzi - ja nawet w życiu na żadnym rowerze stacjonarnym nie próbowałam pokręcić... 3 godziny w duchocie, błyskach disko i umc umc muzy z głosników...i przy krzykach wydających polecenia prowadzących....:D
Chcieliśmy pojechać do Puszczykowa, ale skutecznie się zakopaliśmy w sniegu tak, że wrócilismy z powrotem. Może gdzieś dalej mozna juz jechac nadwarcianskim, np może za Luboniem? - nie wiem - ten odcinek na który żesmy weszli był kompletnie nie do ujechania... Za to smiechu co niemiara. Szkoda tylko, żeśmy dłużej nie pojeździli.
Próba generalna - czy można już jeździć z palcem skręconym 4 tygodnie temu. Można:) Przypuszczam, że warto było wytrzymać to trochę czasu - jeszcze wcale nie jest do konca idealnie. Taka pierda, a taki galimatias przez to. Radość wielka z jeżdżenia, bylo całkiem ciepło, ale straciłam wprawę w jeżdżeniu po śliskim. Średnia śniegowa:D