Dzisiaj nareszcie nie w samotności a towarzysko z Jackiem znanym jako JPBike. Z racji mrozu nie mogła to być długa wycieczka, za to była w całkiem rzeskim tempie i trasa z dużą przewaga terenową. Najpierw nad Rusałkę, potem Strzeszynek i Kiekrz, a nad Kiekrzem zatrzęsienie na wpoł zdziczałego drobiu. Potem trochę objechalismy jezioro (az do bezczelnej siatki która nam zagrodziła drogę), później z powrotem do Strzeszynka i stamtad do Złotnik i do Rezerwatu Morasko, gdzie przejeżdżałam często, ale rzecz jasna nigdy jeszcze nie byłam ani na tym tak zwanym pagórze, ani nie widziałam tych dołków po meteorycie. Pagór zdobylismy szybko bo niski, a dołków nie szukalismy. Potem do domu trasą rowerowa przez Poznań. Nogi mi tym razem nie poodmarzały bo załozyłam sobie buty górskie, bardzo ciepłe że az za. Bardzo dziekuję za wspólną wycieczkę (samotnie jest mniej fajnie:) Kolego Jacku i do następnego jeżdżenia, styczeń juz za pasem.
zatrzęsienie drobiu:
...wielogatunkowego:
atak!
Jacek się jakoś nie boi:
w związku z czym nastepuje wielki odwrót:
elastyczna szyja ptactwa:
aranżacja więzienna:
zmrożony krajobraz:
brzózka topless:
Jacek w krzakach za potrzebą (sfotografowania jeziora oczywiście)
Dębina - nadwarciański - skręt na Puszczykowskie Góry - Puszczykowskie Góry - Jezioro Jarosławieckie - tym takim co prosto do Wirów - Wiry - Łęczyca -Luboń - Poznań
Zamarzły mi palce od prawej stopy. Fajnie, pustki, dzięcioł po drodze i trzy syrenki. Zdjęć mi sie nie chciało robić bo zimno i w ogóle po co setny raz w tym samym miejscu, ale jakies tam zrobilam. Wszyscy z którymi jeździlam albo odpoczywają po świetach albo się porozjeżdżali nie wiadomo gdzie, szkoda, miałam ochotę na mniej samotną przejażdżkę ale trudno;/
Sahara Lubońska (pierwszy raz w życiu mi sie zdazyło dzisiaj że mnie stąd wyproszono grzecznie ale zdecydowanie:) i zabroniono robić zdjęcia ale jedno przedtem zdążyłam...nie najlepsze ale za to na nielegalu:D
PZNF Luboń, mój ulubiony luboński budynek, kiedys mieszkał tu kolega ale nie wiem czy jeszcze tam mieszka... w srodku też jest nieźle...
zmiana koncepcji najpierw miałam myknąc do Puszczykowa i nawet zaczęłam w tamta stronę jechać, mżyło sobie coraz mocniej i coraz bardziej chlapało mi na plery bo błotnika z tyłu brak a bagażnik zdjęty; w końcu mżawka była już mżawicą i zawróciłam, ale pojechałam jeszcze na Maltę, gdzie ochlapało mi plery i zad do końca. Z racji że zaczęło mi być troche zimno poprzestałam na jednym małym kółku. Zrobiłam jakies zdjęcie dokumentujące widok na rozbebłaną Maltę od drugiej strony i pojechałam do sklepu dla artystów plastyków po farbę białą i czarną, a upierdzielona byłam jak wieprzyk co wstał z kałuży, na zadzie miałam jakis zapas błota i nogi uchlapane, i zapewne z tego powodu wzbudziłam niezwykłe zainteresowanie chłopaka kupującego blejtram 100 x 70.
dochodze do wniosku że jakas specjalistyczna bielizna rowerowo-zimowa jest mi niezbędna ale nie wiem czy bardziej nie potrzebuję nowych butów na co wypadnie na to bęc
Najpierw do klienta, potem nad Maltę, jedno kółko duże i dwa kółka małe, jedno małe w tempie fotograficznym, bo chciałam udokumentować brak wody w jeziorze:D
odstresowanie na Malcie, jedno małe kólko i jedno duże kółko. Ni ma wody, wypuscili, krajobraz błotnisty. W drodze powrotnej kierowca by mnie rozjechał frontalnie, ale nie mogę napisać że cioł no bo przeprosił. No ale gdyby mnie rozjechał, to by było z jego winy, co by mnie za bardzo chyba nie urządzało.
Do Paszczy Zielonki z Growianami. Zimno ale fajnie. Miłe towarzystwo to co tam że zimno. Chociaż pomazamarzane kałuże lekko mi dały do myslenia, jak wyjeżdżałam (ostatni raz na rowerze to byłam w listopadzie i żadnych mrozów jeszcze nie było) Jestem zadowolona, mimo że jak przyjechałam to podobno wygladałam "wymęczona i opuchnieta-?! No fakt, zmeczona troche byłam w końcu kondycja mi siadła po takim czasie niejeżdżenia.