mieliśmy jechac do Skoków, ale zbliżające się grzmoty oraz przyblizone obliczenia czasowe wykazały, że rozsądniej będzie zawrócić. Po drodze zmoczyło nas jakies 3 razy, za trzecim razem najradykalniej bo niemal do gaciów. Jednakowoż nie ma co narzekać, bo póki deszcz nie spadł nam na plery, to było bardzo ładnie. Poza tym ulewy z ostanich dni zamieniły piaski paszczy zielonki w bardziej przyjazną nawierzchnię (no, powiedzmy tam, gdzie nie zamieniły tejże nawierzchni w jak okiem sięgnąć błocko) po powrocie zdałam sobie sprawę, że wyczytałam juz wszystkie 4 książki z biblioteki, i na dzisiejszy wieczór nic nie zostało. Poza tym miauczy cholerny kot sąsiadów, już czwarty dzień. Nie wyglądają na sadystów...
do Dolska przez Śrem i np również Radzewo gdzie był Świety Wawrzyniec, pola lasy i atrakcje terenowe; a powrót, stymulowany tym że do domu daleko i zbierał się deszcz - typowo "na asfalt i do chaty". Deszcz i tak nas złapał i to 2 razy, ale tak to była piekna pogoda.
Były różne opcje powrotu, w końcu wygrała opcja przejazdu przez Świdnicę. Dzisiaj full-asfaltowo, ale sfalowanie terenu ubarwiało wycieczkę. U nas to tak nie ma.
Po drodze: widać, że można czasem stracić głowę:
W Świdnicy przed kościołem. Małoletnia opozycjonistka:
Do Wrocławia pociągiem. Potem, dzieki radom Młynarza - wydostaliśmy sie z Wrocławia dość sprawnie (wielkie dzięki!:). Potem jechaliśmy sobie w deszczu do Sobótki, po drodze naszła nas ochota jechać polem, ale niestety droga po jakimś czasie znikła, a my zostaliśmy w kwiatach po pachi. Ubłociliśmy siebie i sprzęt okrutnie. W Rogowie zaliczyłam niegroźną glebę, chyba jednak znów polubie rękawiczki, bo przez parę kilometrów okropnie mnie zbite dłonie bolały - jednak przeszło bez śladu. W Sobótce na kwaterze zrzuciliśmy bambetle i hajda na Ślężę. Pojeździliśmy tam sobie trochę, na Ślężę wjechać jeszcze się udało, ale jak doszło do zjazdu, to było raczej prowadzenie rowerów. Potem powrót na kwaterę, gdzie wypiliśmy słynne wrocławskie piwo.
zanim jednak to piwo, to po drodze kultowy napój z dzieciństwa, wisniówka - fullandryna
ta buda może i nie ma ścian, za to ma na wyposażeniu telewizor: