po błocie między Rokietnicą a Obornikami. Mniej wiecej w okolicach Strzeszyńskiego wjechałam w wielkie g., które okleiło mi przednią przerzutkę a nawet hamulce - mam nadzieję, że to przyniesie mi dużo szczęścia w 2011 roku. Zamoczyłam również oba buty w lodowo-błotnej kałuży. Czasami nawet było słońce. Widzieliśmy co najmniej z 10 brązowo-rudych laseczek kopytnych pomykających przez pole:)
na pociąg, z Białogardu do Tychowa, okrężnie. Przez około 40 km szklanka na jezdni i kompletnie nie było nic innego możliwe, jak tylko próbować jechać po lodzie, za to widoki przepiękne. na mostku:
zabawy w śniegu i troszkę na lodzie (w paszczy Zielonce). Rowerzystów jakoś nie spotkaliśmy wielu (chyba ze dwóch + ze dwóch lokalsów którzy pewnie zawsze tam jeżdżą;)
Pomysł na dzisiejszą wycieczkę urodził się następująco: wzięłam mapę, popatrzyłam na jakiś lasek mniej więcej około 50 km od Poznania, gdzie zaznaczona była jakaś tam wieża. Powiedziałam: chodź, jedziemy poszukać tej wieży, no i pojechaliśmy. Ale żeśmy nie znaleźli, chyba jej tam nie ma:) Ewentualnie, może jest to wieża dla chomików...