Wpisy archiwalne w kategorii

z Jacem

Dystans całkowity:16929.39 km (w terenie 4791.00 km; 28.30%)
Czas w ruchu:585:43
Średnia prędkość:18.47 km/h
Liczba aktywności:208
Średnio na aktywność:81.39 km i 5h 02m
Więcej statystyk

babie lato

Niedziela, 27 września 2009 · Komentarze(0)
Kategoria z Jacem
pociągiem do Wrześni, potem do Witkowa, Powidz, nad Jez. Niedzięgiel, miedzy jeziorkami, Słowikowo, Trzemżal, Zieleń, Trzemeszno:) - Sebek, nie dałam Ci znać bo decyzja o tym gdzie jedziemy była podjęta w ostatniej chwili.... - Gniezno
pogoda piękna i babie lato, mi sie przykleiło do nosa, a Jackowi nie do nosa tylko wręcz przeciwnie, takie chyba dwumetrowe...
Z Gniezna pociągiem do Poznania. Bilety na rower już nie będą po złotówce od jutra:(
do Wrześni osobowy, dwie osoby + 2 rowery = razem chyba równo 20 zł.(rowerowy 1zł)
z Gniezna osobowy - 2 osoby +2 rowery - razem chyba prawie 20 zł ale niecałe (rowerowy 1zł)
wpisuję ceny bo potem zawsze zapomnę

na urodziny

Środa, 23 września 2009 · Komentarze(0)
Kategoria z Jacem
na urodziny i z urodzin.

szlakiem zygzakiem

Niedziela, 20 września 2009 · Komentarze(0)
Kategoria z Jacem
asfaltem do Mosiny, potem do Sowińca, szlakiem zygzakiem niebieskim pieszym przez las - pełno grzybiarzy, ale jakoś dziwnie mało mieli w wiaderkach; potem różnie, częściowo szlakiem Śladami Wybickiego, ale pożarte żółte mirabelki osłabiły naszą czujność i gdzieś tego Wybickiego zgubiliśmy. Powrót przez Żabno, Mosinę, Puszczykowo.

z cyklistami

Sobota, 19 września 2009 · Komentarze(0)
Kategoria w ekipie, z Jacem
Wycieczka z Cyklistami z Poznania.
Grupa liczna - 12 osobowa, prowadziła Karolina. W całej grupie były jedynie dwie kobity - Kierowniczka wycieczki, no i ja.
Najpierw pociągiem do Wronek, potem szlakiem ale czesto też i zupełnie bez szlaku przez chęchy. Powrot z Nowego Tomyśla pociągiem. Było bardzo fajnie, zwłaszcza odcinki rodem z dżungli gdzie jeszcze nie przekulało się koło rowerzysty (aż do soboty) przysparzały wiele uciechy.Szlak rowerowy się nie gubił, za to szlak czerwony pieszy to się pojawiał, to sobie znienacka znikał, na dodatek był szlakiem nie tyle czerwonym, co zmurszałym i dość trudnym do rozpoznania. Było też dośc sporo piasku. Jednym słowem, na nudę naprawdę nie można było narzekać. Mi się bardzo podobało:)

17 dzień - Polska

Niedziela, 6 września 2009 · Komentarze(9)
Komańcza - Rzepedź - Szczawne - Kulaszne - Zagórz - akuku pociagu nie ma - Sanok - Brzozów - Rzeszów - pociąg i do Poznania

Ostatni dzień wyprawy. Wielkie dzięki dla Towarzysza Jacka:)
Za duchowo-esemesowe towarzystwo i wsparcie - podziękowania dla Aldony, Macieja i oczywiscie Nietylkopobułki Wojtka. Dzięki Kochani:D

Postaram się uzupełnić te suche wpisy kilometrażowo-miejscówkowe o tekst i zdjęcia.
Szybkie podsumowanie:
żadnego laczka nie złapaliśmy (cud czy co?)
za to w moim rowerze napęd został zarżnięty prawie na śmierć.
Jedno zatrucie pokarmowe dwudniówkowe Jacka, a ja miałam parę mało spektakularnych wywrotek przy prędkosci niemal zerowej na ukraińskich wybojach (skończyło sie na siniakach)
Ukraina to niezwykle interesujący kraj, dała momentami nieźle w kość, wrażenia bezcenne:) Dane było zaledwie jej troszeczkę posmakować, ale przecież zawsze można tam wrócić. Co też mam zamiar zrobić:)
Rumunia dalej barwna i życzliwa. Przynajmniej tam, gdzie byliśmy.
Węgry i Słowacja - bylismy właściwie tylko chwilowo przejazdem, i juz gonił nas czas, więc jeżeli się zmobilizuję, to napiszę pod odpowiednimi datami o wrażeniach.

Ten ostatni dzień miał byc właściwie taki, że z Zagórza mielismy pojechać pociągami do Rzeszowa. Jednak na stacji pkp w Zagórzu - a kuku - okazało się, że ni cholery nie pojedziemy. Podszedł do nas pan kierowca autobusu zastepczego za pociąg i zaczął nam zawile i kilkukrotnie tłumaczyć, że nie umiemy czytać rozkładu jazdy, że wisi jakaś karteczka, że są jakies małe literki k oznaczajace że interesujące nas pociągi nie jeżdżą. No dobra, pan sobie potłumaczył, ale co z tego:) Potem zaczął mówić, że by nas wziął z rowerami, ale nie weźmie, bo potem tłum turystów z plecakami nie będzie miał gdzie włożyć plecaków (jeżeli w luku autobusu bedą nasze rowery) I zaproponował, żebysmy jechali do Sanoka, i tam prosili kierowców. Dość skołowani, a również poirytowani(w końcu o nic go nie prosiliśmy, a z przemowy kierowcy nie wynikało jasno, czy nas chce wziąść, czy też nie) pożegnaliśmy się z panem i pojechaliśmy do Rzeszowa rowerami i tyle.
Niestety droga była z tych głównych, a potem zrobiła się jeszcze główniejsza - więc dla mnie to był koszmar, mimo ruchu zapewne mniejszego niż normalnie w tygodniu. Za to satysfakcja bezcenna (przybylismy do Rzeszowa przed tym samym panem kierowcą - on jeszcze jechał do Jasła) - widział nas, ale czy poznał? Nie wiem. W każdym razie nie zamachał:(
Tłum turystów z plecakami wysiadł z jego autobusu w liczbie jednego oplecakowanego + paru podróżnych bezbagażowych:D
Nie mam za złe, skąd. W sumie nawet zabawne:)
Gdyby tylko ta droga nie była taka główna, to by było zupełnie okej. Po prostu psychicznie bylismy przygotowani na 30-kilometrowy lajcik, a wyszło, że musielismy dłużej i pod presją, że nam pociąg zwieje jak za wolno pojedziemy.
Byliśmy 2 godziny przed odjazdem, więc jeszcze zdązylismy sie najeść i zakupy zrobić na drogę w pociągu.
Pierwszy raz zabrano mi w pociągu piwo (miałam jedno, ale zdązyłam prawie całe wypić:) Wiem, że nie wolno alkoholu w pociagu, to z jednej strony, ale jak to się ma do tego, że potrafią jechać kolesie nawaleni jak bąki i doprawiać się jeszcze na zaś, robić burdel i im jakoś nie zabierają.
No dobra, w tym pociagu akurat bałaganu nie było, nawet tłoku nie było.
Odżałuję jakos te dwa ostatnie łyki.
Ale dodatkowo wyszli jacyś panowie zapalić na peron w Krakowie Płaszowie - w sumie miło z ich strony, bo nie dymyli na korytarzu - i tez rozumiem, ze na peronach zakaz palenia. Hehe, ale jesli podchodzi do nich czterech ochroniarzy, z których dwóch też akurat pali, i każą gasić cigarety panom, bo na peronie nie wolno, to już trochę coś nie halo:)
Dobra, dobra, czepiam się po prostu.

I tak było cudownie.