Do klienta na rozmowę

Piątek, 11 lipca 2008 · Komentarze(7)
Do klienta na rozmowę biznesową. Po drodze zaczeło lać, to raz, po drugie, wykonałam efektowną glebę z hukiem na torowisku tramwajowym, ale poza leciutkim obtarciem nogi nic mi sie nie stało, rowerowi tez nic:) Ale co zrobiłam wrażenie na pół ulicy to moje... Potem miałam mały error z łańcuchem...Potem do klienta wparowałam uwalona nieco smarem...Potem wróciłam do domu.

Komentarze (7)

może zainwestuj w spd, to może będziesz bardziej uważać żeby się nie wypierniczyć, to naprawdę skutkuje ;))))
heheeh chemia ;)) Aard, może cieszysz się że tak rzadko spotykasz się oko w oko z klientami bo Ci tyle marudzą?? ;) masz rację, "na realu" też są marudni :D

Aga 19:05 poniedziałek, 14 lipca 2008

i broń boze nie musze mieć z klientem chemii..nie próbuje się z nimi zaprzyjaźniać, nic z tych rzeczy, dystans jakis jest jak najbardziej wskazany i staram sie go zachować mimo wszystko

termin "chemia" to troche za duzo; owszem wskazane jest w tym co robię - coś w rodzaju porozumienia (ostatnio nawet jeden z klientów to jakos niezle zdefiniował, wyszedł z tego taki fajny dziwaczny i głupkowaty termin ale za diabła sobie nie moge przypomnieć)

tatanka 08:24 poniedziałek, 14 lipca 2008

Agnieszko, nie widzialam niestety filmu z Transcarpatii...a co do mnie to ja sie wypierniczam w tym roku dość czesto i zazwyczaj efektownie, natomiast na szczęście bez wiekszych uszczerbków na zdrowiu moim i roweru...
Aard, pewnie że czasem tak jest, że taki strój i taki pojazd po prostu nie przeszedłby nijak. Wszystko zalezy od tego co sie robi...Ja moge sobie na to pozwolić, na cale szczescie , bo szpilki i garsonki jakos nigdy mnie specjalnie nie pociagały...

tatanka 23:42 niedziela, 13 lipca 2008

Tak, oczywiście, jeśli musisz mieć z klientem "chemię", to masz rację. ja nie muszę, za to moja firma musi mieć kasę, jeśli chcę w niej dalej pracować, dlatego taki numer w niej by nie przeszedł ;)
A tej chemii trochę ci zazdroszczę, ale tylko trochę, bo lubię swoją pracę (między innymi dlatego, że tak rzadko muszę osobiście spotykać się z klientami :p)

aard 00:08 niedziela, 13 lipca 2008

nie wiem czy oglądałaś filmy z Transcarpatii, tam był taki fajny fragment, jak ludzie wypierniczają się na zalanych torach (były pod kałużą)....... i jak ździwieni próbują się ratować z sytuacji ;)
najważniejsze że uszłaś bez szwanku no i rower też :) jak to moje stare motto głosi, nie ma prawdziwego bikera bez gleb :)
uciekam spać, pozdrawiam ;)

Aga 22:17 sobota, 12 lipca 2008

a jeszcze dodatkowo byłam odziana w obciachową i niegustowną koszulkę w lamparcie cętki taką bardziej na dyskoł niż do klienta...i do tego miałam dzinsowe ulubione spodenki obciachane i wyszarpane heheheheh
Jesli ten klient by ze mna nie chciał rozmawiać tylko dlatego że byłam uwalona smarem i że wpakowałam mu do studia swój rower i że miałam na sobie dość radosnokiczowaty strój...to myslę że tak czy owak dalsza współpraca nie miałaby najmniejszego sensu, prawda?:D

tatanka 11:15 sobota, 12 lipca 2008

Podoba mi się ten luz, który pozwala nie tylko jechać na rowerze do klienta, ale i wparować doń uwalaną smarem! :)
Jakie to szczęście, że 99,9% przypadków mam z klientami do czynienia wyłącznie przez telefon... :)

aard 21:16 piątek, 11 lipca 2008
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!