Pierwszostyczniowy noworoczny samotny wyjazd intencjonalny do WPN. Tempo ślimaczo kacowe, wszelkie wstrząsy były bowiem źle tolerowane. No a poza tym ślisko. Nadwarciański rowerowy, Puszczykowskie Góry, Jez. Jarosławieckie objechane dodatkowo wkoło, potem przez las na Wiry, Wiry, Łęczyca, Luboń, Poznań. Z początku dość zimno, wracając miałam wrażenie że się ociepliło, ale za to krajobraz zdecydowanie stracił na urodzie. Z nieba leciało coś jak biała kaszka manna, potem przestało.
Wielkopolska Lubońska Fujiyama:
Lubońskie zamarznięte błocko z Fujiyamą w tle
kijaszek
zmarźlaki
lodowe placki na Warcie
Komentarze (13)
o dzizas, ale komentarzy sie uzbierało, a ja podła nie zaglądałam! Panie Meteor: dziękuję za podanie nazwy naukowej!:) śryż, przepięknie. Panie Klosiu: miłego śmigania po naszym ukochanym WPN, a Bliski Wschód oczywiście nęci podobnie jak Dalszy. Na takim dalszym byłam niestety nie na rowerze:( Panie Transatlantyk: opony na razię fajowo wyglądaja w pokoju załozone na rower. Jak sie spiszą - zobaczymy. Żadnego kometarza Pańskiego nie zeżarłam osobiście, chociaż z łakomstwa słynę. Panie Aard: Ja bym absolutnie z tego nie zjechała. Chyba żebym sie spiła. Szacun;)
Po pierwszym zdjeciu myslalem, ze wyjechalas gdzies na daleki wschod... taki klimat Pustyni Gobi ;). Fajna wycieczka, chociaz na kacu ;). Tez chyba jakos soe w weekend do WPNu wyprawie.