Ciocanesti - Mestecanis - Iacobeni
Niedziela, 1 lipca 2007
· Komentarze(4)
Kategoria wyprawa Rumunia
Ciocanesti - Mestecanis - Iacobeni - Pojorata - Paltinu - Vatra Moldovitei - Moldovita - Frumosu - Frasin - Voronet - Gura Humoruli
Trzy piękne malowane monastyry i dwa meczące podjazdy...jeden zjazd po solidnie rozpirzonej serpentynowej drodze, drugi regularną serpentynką:)
Rankiem pięknie wygladała wioska, gdzie żesmy spali. Zreszta wieczorem poprzedniego dnia tez ładnie wyglądała;)
Wyjechalismy, i w Iacobeni mieliśmy wjechać na głowna drogę, ale na szczęście nie okazała sie ona jakąś zaspalinowaną i zatłoczona przez samochody trasą.
Podjazd był dośc długi, i w upale, ale widok był piekny. Zjazd był po rozpirzonej, remontowanej drodze, a potem znowu wjazd znowu, znowu widokowy, i znowu zjazd...można sie zaczac powoli przyzwyczajać:)
Aż w końcu zaczeły się główne atrakcje tego dnia, czyli malowane monastyry.
Pierwszy był w Moldowicy - cerkiew Zwiastowania Marii Panny- cichy i spokojny, akurat nie było tłumu turystów, a zreszta to nie jest ten z najbardziej oblężonych...Mial więc także dużo atmosfery świątyni, a nie tylko zatłoczonego zabytku. Na dziedzińcu kwitły róże.
Freski na zewnątrz są bardzo dobrze zachowane...podobno najlepiej ze wszystkich malowanych monastyrów.
Nie wiem za bardzo co o tych monastyrach napisać - przepisywać mi sie nie chce faktów i dat skądś, jakies tam wiadomości konkretne historyczne w głowie na ich temat teraz już mam, a musze sie przyznać, że w ogóle, wcale nie wiedziałam, że cos takiego ładnego, niesamowitego istnieje:)
Przed wyprawą troche na ich temat poczytałam i pooglądałam je w sieci, jak usłyszalam że cos takiego bedziemy oglądać - ale przedtem nie miałam pojecia:) No i może dobrze, że zawsze cos potrafi zaskoczyć, a ile jeszcze niespodzianek czeka?
Zrobily na mnie duże wrażenie, wszystkim wlasciwie - i samą bryłą budynku, no i tym co w nich najbardziej osobliwego, czyli tą "ksiegą otwartą na wszystkich stronach" (to cytat, ale nie pamietam skąd) - czyli malunkami na ścianach zewnątrz, ze scenami z biblii, Drzewem Jessego, hierarchia niebieską, Sądem Ostatecznym,
czegoż tam zreszta nie było, mozna by było stać i sie gapić i gapić...Całe ściany wymalowane w uporządkowany i przemyślany sposób, chociaż zdarzały sie w ogladanych pozniej małe odstepstwa, ale raczej nie w ogólnym schemacie rozmieszczenia scen (w tych widzianych przeze mnie przynajmniej;) był jeden - odpowiednie tematy na odpowiednich ścianach. Miały swoje stałe miejsce i Archanioły, i modlący sie święci, a nawet wielka nierządnica babilońska;) o ile to była ona, no ale - siedziała w koncu na bestii, było nie było. Gdzies tam zidentyfikowałam Ezawa (poznałam po owłosieniu;)
W srodku - również oczywiscie ani troszeczke wolnego miejsca na ścianach, wszystko w kolorach i złocie.
No i rzecz jasna właczyła mi sie moja paranoja (nie pstrykaj fotek, bo to za ładne i zapamietasz to co na twoim kiepskim zdjęciu), skutkiem czego mam bardzo niewiele zdjeć tego, o czym piszę. Ale nic straconego, inni mają;) a w środku tak czy owak zdjec nie wolno robić, a ja pod tym wzgledem raczej jestem grzeczna:)
Kolejnym monastyrem tego dnia był Voronet, cerkiew św Jerzego (Voronec sie czyta, bo "t" ma ogonek; mniejsza z tym.) Tu juz było turystycznie, bo to jeden z tych najsłynniejszych. W koncu moj ulubiony święty jest patronem;)
Aha, jeszcze tak dla wyjaśnienia - nie jestem religijna ani trochę, nie wiem, czy na szczęście czy też na nieszczęście. To nie przeszkadza miec swoje ulubione biblijne postaci i ulubionych świętych...
Turystów, jak napisałam, bylo sporo. Ale był też wymalowany na ścianie żywot o św. Jana Nowego Suczawskiego, patrona Mołdawii i Bukowiny, w 12 chyba odslonach. A to juz było bardzo ciekawe:)
Św. Jan Nowy wedle legendy był greckim kupcem, przynajmniej wedle najstarszego przekazu. Istnieją też o nim opowieści późniejsze,takie bardziej ludowe przekazy; jedna z nich wspomina, że juz jako małe dziecko św. Jan widział niebiosa otwarte i Boga z aniołami (nawet podczas tak prozaicznych zajęć, jak wypas bydła na pastwisku)
Ale wracając: Jan dużo podróżował z racji swego kupieckiego zajecia, podczas jednej z takich podróży napotkał kupca innego wyznania, katolickiego - i rzecz jasna wiódł z nim religijne dysputy, a zapewne wygrywał w tychże dysputach, bo jego rozmówca znienawidził go i stał się powodem jego zguby. Po przybyciu do Białogrodu poszedł do zarządcy miasta,
i opowiedział o Janie, jakoby ten chciał się wyrzec swojej wiary i przyjąć nowe wyznanie. Jan, zawezwany do zarządcy, oczywiście zaprzeczył, i odmówił oddawania czci innemu bogu, czym panującego rozjuszył i przesądzil o swoim losie. Został wydany na tortury, na których rzecz jasna wiary sie nie wyparł.
Na koniec przywiązano do ogona konia, który wlókł gdzieś nieszczęsnego Jana, az w końcu ktoś ściął mu głowę.
Po śmierci Jana jego cialo zajaśnialo blaskiem i ukazał się chór aniołów (wedle innych wersji anioly tańczyły, paliły kadzidła i odprawiały modly) - wówczas jeden z obserwujących te cuda oprawców skierował w ich kierunku łuk - ale wystrzelić nie zdążył, bo rece mu do tegoż łuku i strzal przyrosły. Pewnie z obawy przed kolejnymi takimi wypadkami (to juz oczywiscie moja interpretacja;) ciało meczennika pochowano na cmentarzu.
Podoba mi sie jeszcze taka wersja, że koń cudownie przeniósł ciało św. Jana do Mołdawii.
Jak napisalam, wersji jest wiele, zmieniaja sie w nich rzecz jasna narodowości paskudnych zabójców Jana w zalezności zapewne od aktualnej sytuacji politycznej:)
W każdym razie, relikwie św. Jana spoczęły koniec końców w Suczawie, i były powodem wielu cudów i łask, staly sie też więc obiektem pożądanym ( a kto by nie chciał w swoim kościele cudownych relikwii) Zawędrowaly nawet do Polski za sprawa Jana III Sobieskiego, ktory je przywiózł jako trofeum wojenne. Jednakże w końcu po wielu perypetiach wróciły w końcu do Suczawy i w tamtejszej cerkwii pozostaja po dziś dzień.
Jest jeszcze jeden dość niechlubny polski akcent, ale niekoniecznie prawdziwy;): otóż pewien polski szlachcic, bedąc w Suczawie, wyśmiewał kult relikwii Jana. I srogo sie to na nim zemściło, bo wstapil w niego duch nieczysty, rycząc, powalił go na ziemię i zadawał mu rozmaite męki, póki go od nich nie uwolnił metropolita suczawski modlitwą do św. Jana.
Tyle o patronie Bukowiny.
Trzecim monastyrem zwiedzanym przez nas tego dnia była malowana światynia w Humorze - także słynna, ale było dość spokojnie. Czekajac pod bramą, gapiłam sie na panią z malusieńkim pieskiem, takim do podusi;) Pieseczek nosil egzotyczne imie Lady:D i był obiektem żywego zainteresowania mniszki (z całego jej monologu na temat pieska rozumiałam tylko "Leeeeeejjjjdiiii" powtórzone chyba z 20 razy:)
Niedaleko monastyru znaleźliśmy nocleg u miłej staruszki, a potem jeszcze jakies jedzenie, piwo i spać.
poranek w uroczej ciocanesti:
siano i domy tamże:
i jeszcze raz domki:
geometrycznie(to nie jedna z tych malowanych - to taka drewniana;)
brama, mniszka:
herb moldawii, widniejący na wszystkich chyba bramach prowadzących na dziedziniec odwiedzanych monastyrów - w różnych formach (wtedy nie wiedzialam że to herb moldawii i zastanawiałam się, co to za księżycowe krowy)
dla porównania inny, wraz z tablicą erekcyjną:
monastyr w moldowicy:
archanioły. niestety wisiał tu jakis kabel chyba czy coś...
historia Jana z Suczawy na monastyrze w Voronet:
przed monastyrem Humor stała taka oto posta romana:) stąd przepędziła mnie mniszka (bo paliłam papierosa) - ale tabliczka była tak schowana, że jej nie zauważyłam (myslalam że jak za brama to juz wolno...;)nałóg, ehhh
Trzy piękne malowane monastyry i dwa meczące podjazdy...jeden zjazd po solidnie rozpirzonej serpentynowej drodze, drugi regularną serpentynką:)
Rankiem pięknie wygladała wioska, gdzie żesmy spali. Zreszta wieczorem poprzedniego dnia tez ładnie wyglądała;)
Wyjechalismy, i w Iacobeni mieliśmy wjechać na głowna drogę, ale na szczęście nie okazała sie ona jakąś zaspalinowaną i zatłoczona przez samochody trasą.
Podjazd był dośc długi, i w upale, ale widok był piekny. Zjazd był po rozpirzonej, remontowanej drodze, a potem znowu wjazd znowu, znowu widokowy, i znowu zjazd...można sie zaczac powoli przyzwyczajać:)
Aż w końcu zaczeły się główne atrakcje tego dnia, czyli malowane monastyry.
Pierwszy był w Moldowicy - cerkiew Zwiastowania Marii Panny- cichy i spokojny, akurat nie było tłumu turystów, a zreszta to nie jest ten z najbardziej oblężonych...Mial więc także dużo atmosfery świątyni, a nie tylko zatłoczonego zabytku. Na dziedzińcu kwitły róże.
Freski na zewnątrz są bardzo dobrze zachowane...podobno najlepiej ze wszystkich malowanych monastyrów.
Nie wiem za bardzo co o tych monastyrach napisać - przepisywać mi sie nie chce faktów i dat skądś, jakies tam wiadomości konkretne historyczne w głowie na ich temat teraz już mam, a musze sie przyznać, że w ogóle, wcale nie wiedziałam, że cos takiego ładnego, niesamowitego istnieje:)
Przed wyprawą troche na ich temat poczytałam i pooglądałam je w sieci, jak usłyszalam że cos takiego bedziemy oglądać - ale przedtem nie miałam pojecia:) No i może dobrze, że zawsze cos potrafi zaskoczyć, a ile jeszcze niespodzianek czeka?
Zrobily na mnie duże wrażenie, wszystkim wlasciwie - i samą bryłą budynku, no i tym co w nich najbardziej osobliwego, czyli tą "ksiegą otwartą na wszystkich stronach" (to cytat, ale nie pamietam skąd) - czyli malunkami na ścianach zewnątrz, ze scenami z biblii, Drzewem Jessego, hierarchia niebieską, Sądem Ostatecznym,
czegoż tam zreszta nie było, mozna by było stać i sie gapić i gapić...Całe ściany wymalowane w uporządkowany i przemyślany sposób, chociaż zdarzały sie w ogladanych pozniej małe odstepstwa, ale raczej nie w ogólnym schemacie rozmieszczenia scen (w tych widzianych przeze mnie przynajmniej;) był jeden - odpowiednie tematy na odpowiednich ścianach. Miały swoje stałe miejsce i Archanioły, i modlący sie święci, a nawet wielka nierządnica babilońska;) o ile to była ona, no ale - siedziała w koncu na bestii, było nie było. Gdzies tam zidentyfikowałam Ezawa (poznałam po owłosieniu;)
W srodku - również oczywiscie ani troszeczke wolnego miejsca na ścianach, wszystko w kolorach i złocie.
No i rzecz jasna właczyła mi sie moja paranoja (nie pstrykaj fotek, bo to za ładne i zapamietasz to co na twoim kiepskim zdjęciu), skutkiem czego mam bardzo niewiele zdjeć tego, o czym piszę. Ale nic straconego, inni mają;) a w środku tak czy owak zdjec nie wolno robić, a ja pod tym wzgledem raczej jestem grzeczna:)
Kolejnym monastyrem tego dnia był Voronet, cerkiew św Jerzego (Voronec sie czyta, bo "t" ma ogonek; mniejsza z tym.) Tu juz było turystycznie, bo to jeden z tych najsłynniejszych. W koncu moj ulubiony święty jest patronem;)
Aha, jeszcze tak dla wyjaśnienia - nie jestem religijna ani trochę, nie wiem, czy na szczęście czy też na nieszczęście. To nie przeszkadza miec swoje ulubione biblijne postaci i ulubionych świętych...
Turystów, jak napisałam, bylo sporo. Ale był też wymalowany na ścianie żywot o św. Jana Nowego Suczawskiego, patrona Mołdawii i Bukowiny, w 12 chyba odslonach. A to juz było bardzo ciekawe:)
Św. Jan Nowy wedle legendy był greckim kupcem, przynajmniej wedle najstarszego przekazu. Istnieją też o nim opowieści późniejsze,takie bardziej ludowe przekazy; jedna z nich wspomina, że juz jako małe dziecko św. Jan widział niebiosa otwarte i Boga z aniołami (nawet podczas tak prozaicznych zajęć, jak wypas bydła na pastwisku)
Ale wracając: Jan dużo podróżował z racji swego kupieckiego zajecia, podczas jednej z takich podróży napotkał kupca innego wyznania, katolickiego - i rzecz jasna wiódł z nim religijne dysputy, a zapewne wygrywał w tychże dysputach, bo jego rozmówca znienawidził go i stał się powodem jego zguby. Po przybyciu do Białogrodu poszedł do zarządcy miasta,
i opowiedział o Janie, jakoby ten chciał się wyrzec swojej wiary i przyjąć nowe wyznanie. Jan, zawezwany do zarządcy, oczywiście zaprzeczył, i odmówił oddawania czci innemu bogu, czym panującego rozjuszył i przesądzil o swoim losie. Został wydany na tortury, na których rzecz jasna wiary sie nie wyparł.
Na koniec przywiązano do ogona konia, który wlókł gdzieś nieszczęsnego Jana, az w końcu ktoś ściął mu głowę.
Po śmierci Jana jego cialo zajaśnialo blaskiem i ukazał się chór aniołów (wedle innych wersji anioly tańczyły, paliły kadzidła i odprawiały modly) - wówczas jeden z obserwujących te cuda oprawców skierował w ich kierunku łuk - ale wystrzelić nie zdążył, bo rece mu do tegoż łuku i strzal przyrosły. Pewnie z obawy przed kolejnymi takimi wypadkami (to juz oczywiscie moja interpretacja;) ciało meczennika pochowano na cmentarzu.
Podoba mi sie jeszcze taka wersja, że koń cudownie przeniósł ciało św. Jana do Mołdawii.
Jak napisalam, wersji jest wiele, zmieniaja sie w nich rzecz jasna narodowości paskudnych zabójców Jana w zalezności zapewne od aktualnej sytuacji politycznej:)
W każdym razie, relikwie św. Jana spoczęły koniec końców w Suczawie, i były powodem wielu cudów i łask, staly sie też więc obiektem pożądanym ( a kto by nie chciał w swoim kościele cudownych relikwii) Zawędrowaly nawet do Polski za sprawa Jana III Sobieskiego, ktory je przywiózł jako trofeum wojenne. Jednakże w końcu po wielu perypetiach wróciły w końcu do Suczawy i w tamtejszej cerkwii pozostaja po dziś dzień.
Jest jeszcze jeden dość niechlubny polski akcent, ale niekoniecznie prawdziwy;): otóż pewien polski szlachcic, bedąc w Suczawie, wyśmiewał kult relikwii Jana. I srogo sie to na nim zemściło, bo wstapil w niego duch nieczysty, rycząc, powalił go na ziemię i zadawał mu rozmaite męki, póki go od nich nie uwolnił metropolita suczawski modlitwą do św. Jana.
Tyle o patronie Bukowiny.
Trzecim monastyrem zwiedzanym przez nas tego dnia była malowana światynia w Humorze - także słynna, ale było dość spokojnie. Czekajac pod bramą, gapiłam sie na panią z malusieńkim pieskiem, takim do podusi;) Pieseczek nosil egzotyczne imie Lady:D i był obiektem żywego zainteresowania mniszki (z całego jej monologu na temat pieska rozumiałam tylko "Leeeeeejjjjdiiii" powtórzone chyba z 20 razy:)
Niedaleko monastyru znaleźliśmy nocleg u miłej staruszki, a potem jeszcze jakies jedzenie, piwo i spać.
poranek w uroczej ciocanesti:
siano i domy tamże:
i jeszcze raz domki:
geometrycznie(to nie jedna z tych malowanych - to taka drewniana;)
brama, mniszka:
herb moldawii, widniejący na wszystkich chyba bramach prowadzących na dziedziniec odwiedzanych monastyrów - w różnych formach (wtedy nie wiedzialam że to herb moldawii i zastanawiałam się, co to za księżycowe krowy)
dla porównania inny, wraz z tablicą erekcyjną:
monastyr w moldowicy:
archanioły. niestety wisiał tu jakis kabel chyba czy coś...
historia Jana z Suczawy na monastyrze w Voronet:
przed monastyrem Humor stała taka oto posta romana:) stąd przepędziła mnie mniszka (bo paliłam papierosa) - ale tabliczka była tak schowana, że jej nie zauważyłam (myslalam że jak za brama to juz wolno...;)nałóg, ehhh