z Łagowa do Toporowa, trochę po drodze się pogubiliśmy, jeden rower na holu. Pociąg w Toporowie jeszcze nie był tak zatłoczony, spokojnie weszliśmy, natomiast potem to była istna masakra, ludzie ściśnięci jak sardynki, dużo ludzi zostawało na peronach, bo nie mogli już się wcisnąć.
ponieważ Maciej nie mógł rowerem jeździć z racji tego feralnego bębenka, poszliśmy sobie wszyscy na kajaki:D i zamiast dawać sobie w łydy, dawaliśmy sobie w ramiona. Było bardzo przyjemnie, pogoda do popołudnia śliczna.
Do Zbąszynka pociągiem, potem do Łagowa okrężnie. Byliśmy w czwórkę: Aldona, Maciej, Jacek, ja. Mniej więcej cztery-pięć km przed Łagowem Maciejowi poszedł w diabły bębenek, skutkiem czego dalsza jazda stała sie możliwa tylko na zapobiegliwie zabranej lince holowniczej:) Jak mi się zachce, to wkleję potem trasę i zdjęcia.