Nie spisałam czasu z licznika, mniejsza z tym. Jedziemy z motelu do centrum, gdzie trafiamy w jakiś mix targowo-postojowo taksówkowy-autobusowy, chaos, mnóstwo ludzi, łojej, czego tu nie ma...Nie wiedziałam, że autobusy ukraińskie przewożą gaz na dachu. W ogóle za duzo nie wiedziałam na temat Ukrainy. Zaczynam się przyzwaczajać do dziur, a niektóre naprawdę są spore(bo nie wiem jeszcze co będzie dalej:) Po drodze scenka: wóz jedzie z sianem, bach, wypadły z niego widły sztuk dwie na srodek jezdni (i akurat jeszcze z górki) Pan nie zauwazył, pojechał dalej. Zatrzymalismy się, żeby widły z drogi usunąć:) Ale ubiegł nas pan w Ładzie, podniósł widły - ale zmiescić do Łady ich nie może, więc wystawia rękę z widłami za okno i jedzie gonić wóz z sianem i oddać zgubę właścicielowi:) W Сколе nocleg sam nas znalazł, niestety nie wykazałam się przytomnością umysłu i o prysznic nie zapytałam - a go właśnie nie było. Zajęlismy chyba pokój dziewczynce, bo jest tam trochę misiów i innych pluszaków, a szyba w oknie ozdobiona nazwami zespołów, z których kojarzę jedynie pana Eminema. W łazience pokaz siły karalucha - prawie udaje mu się wywalić plastikowy pojemnik. Co mnie cieszy, z ludźmi sie bez problemu dogaduję. Głównie po rosyjsku, wtrącając ewentualnie jakieś ukraińskie zwroty jak mi sie pod język nawiną. Po rosyjsku umiem niewiele, ale po ukraińsku jeszcze mniej. Ale porozmawiać można, ludzie do rozmowy chętni i w ogóle życzliwi. Wystarczy stanąć, otworzyć mapę, a zaraz ktoś podchodzi i pyta, czy pokazać drogę. Podoba mi się coraz bardziej:)
Najpierw wysiadka w Przemyślu, zakup hrywien w kantorze, jakies podstawowe zakupy - woda, batony. Potem na przejście graniczne. Tłoku nie ma - pustki, więc wszystko udaje się w miarę zgrabnie - wypełnić karteczki imigracyjne, dostać pieczątki i wjechać na stronę ukraińską. W którejś z mijanych wiosek zagaduje do nas miejscowy pijanica (jak sam sie przedstawia) i opowiada, że jego syn gladiator, byk jak ch! znać go nie chce, a córka uczy się, mądra, nie pije, nie pali. Opijamy się kwasem, mniam. Pogoniły nas jakies trzy ukraińskie powsiburki, asfalt z całkiem dobrego zmienił sie stopniowo na dość dziurawy (tendencja ta wzrastała, mozna powiedzieć). Dojechalismy na przedmieścia Самбір i tam znaleźlismy nocleg w pierwszym napotkanym motelu. Czysto, miło, elegancja francja, szaszłyki, piwo i cena za nocleg przystępna - rowery schowali nam do myjni; prysznic i spać.
Kupic mapę, i inne tego typu czynności. Potem na makaron i krótki relaks na cytadeli, gdzie ćwiczyli szczudlarze. Szacun, ja bym w życiu nie dała rady łazić na szczudłach:)
z poznania do śremu dotarliśmy dość szybko, (50 km w dwie gadzinki),potem w śremie wpakowalismy się na zapiaszczony poczatkowo niebieski pieszy a potem na wał nadwarciański. ukwieconym wałem aż do mostu przez wartę, potem do srody, w srodzie posiłek, na asfalt i do chaty. gorąco!
plany były całkiem fajne ale niestety pozostały planami, ponieważ Jacowi nawaliło koło. Na szczescie nie na tyle żeby nie dało sie zawrócić i dojechać do chaty. No ale z wycieczki nici.
jestem z GUN wyjazd w stronę Czerniejewa, w rejonie jez. Brzostek nastapiło po pierwsze: zaziewanie oraz wyczilałtowanie, tak skuteczne, że kompletnie wyłaczyły mi sie możliwości nawigacyjne i po zatoczeniu efektownego aczkolwiek nieplanowanego kółka, prowadzenie przejął Jacek oraz jego dżipies. Potem już jakoś niby szło, obserwowaliśmy przeróżne robaki itp. Do Czerniejewa nie dotarlismy bo pojechalismy potem zupełnie inaczej niz miało być. rozwinięcie skrótu GUN - Grupa Uposledzonych Nawigacyjnie (termin wymyslił jatylkopobułki jeszcze w zeszłym roku) wyjazd mimo że pod znakiem GUN, to i tak fajny.
Poznań - Rusałka - Strzeszynek -Kiekrz - Starzyny - Napachanie - Kobylniki - Sady - Lusowo - nadjeziorny pieszy uroczy - Lusówko - Jankowice - Ceradz Kościelny - polem lasem do rez. Huby Grzebienieckie -rez. Brzęki Bytyńskie - Bytyń - wkole jeziora Bytyńskiego - Sokolniki Wlk. - Każmierz (tu posiłek) - Chlewiska -stąd polną drogą z mnóstwem czereśni pycha - Zalewo - Pamiatkowo -Przecław - Żydowo - Rokietnica -Kiekrz - Strzeszynek - Rusałka - dom złapał nas deszcz gdzieś za Pamiątkowem, a tak to była bardzo ładna pogoda. W Lusowie pod sklepem spotkaliśmy czterech rowerzystów, którzy nie odpowiedzieli na moje cześć (pewnie rower miałam za kiepski w porównaniu do ich rowerów albo wyglądam ogólnie za mało pro) he, he, ostatni raz się wyrywam z powitaniami pierwsza...