kilometraż wręcz zabawny, ale skoro już jest wymierzony...chciałam potem się jechnąć nad maltańskie, ale coś mi leci z NASA i ogólnie jakby przeziąb jakiś...co to z jutrzejszym basajem będzie:(
Po grzałkę do Jacka, po drodze zjechałam niechcący ze schodów (trzech)- w sumie nie było to takie trudne..;) może jak jest więcej schodów, to trudniej...
pomiar do i z biedronki: 1,4 km
Pa, rowery, do soboty, niedzieli, a może nawet dopiero poniedziałku!
po rusku:) to znaczy, po ruskim jazyku przewietrzyć się. Z czystym sumieniem można zapisać: 5,5 (najprościejszy wariat dojazdu nad Maltę)+6(duże kółko maltańskie)+5,5(najprościejszy wariat odjazdu z Malty), co razem nam daje rześkie 17km na żółtku. Widziałam dwóch rowerzystów, jeden był popierniczjącym prolsem a drugi na prolsa nie wyglądał, ale popierniczał jesczez bardziej...
z rana do biedrony, a potem na pociag do Lublińca. Z Lublińca z ekipą do wiaty, gdzie czekała reszta towarzystwa. Bombowy nocleg w wiacie, w sumie ciepło mi było nawet. Kilometry terenowe ciężko okreslić z racji sniegu....częśc była po polu i lesie, ale nie bardzo kojarzę ile.