wycieczka z Jarocina w kierunku Lichenia i z powrotem - działo się...zaraz opisze ale najpierw herbata
Najpierw z Poznania pociągiem do Jarocina,z kolegą, a w Jarocinie czekal na nas jatylkopobulki. Pojechalismy TTR, potem na Grodziec i Chocz (gdzie miał czekać jeszcze jeden kolega ale jakos nie czekal bo mial inne sprawy) no to pojechaliśmy dalej... Potem przeprawa promowa w Slawsku. Potem kolega z Konina poprowadził nas przez Puszczę Bieniszewską, klasztor i źródło św. Barnaby (kurcze musze sprawdzić co to za święty...) Przy źródle niemożebnie cięły komary. Mieliśmy sie wykąpać w jeziorze w Gosławicach - zjeżdżamy nad jezioro a tam - pożar, jeszcze niewielki ale szybko się rozprzestrzeniał bo dął wiatr i wszystko takie suche... Jatylkopobulki zadzwonił po straż, kolega zaczał nosić wodę w worze na smieci, Jatylkopobulki z kolei w sakwie:) To zaalarmowało wypoczywających na plazy ludzi - i zmobilizowało do działania - jakiś Pan miejscowy pobiegł po wiadra i wszyscy zaczęli gasić ogień. Gdy przyjechała straż, ogień był ugaszony, ale rzecz jasna się jeszcze tliło, więc straż jeszcze porządnie zlała pogorzelisko z węża...Szok jak ten ogień pieruńsko szybko sie robił większy i większy... Po akcji poszlismy sie wykąpać ...Potem do Lichenia obejrzeć kombinat religijny (kurcze, nie wiedziałam że takie to olbrzymie a jednocześnie w dośc dyskusyjnym guscie) Nastepnie do Konina, gdzie kolega Michał pokazał nam miejsce do żeru...super nalesniki:) Potem już z powrotem do Jarocina, Michał odprowadzil nas kawałek - i o rany okazało się że spory error nastapił w obliczeniach kilometrażowych:) Pomknęlismy do Jarocina, ale po jakims czasie sie stalo jasne że na pociąg 21.15 nie zdążymy, potem z kolei errorów kilka nawigacyjnych i dopadła nas ciemność co nawigację jeszcze utrudniło...Z jakiś pól dostalismy sie wreszcie na jedenastkę - no i na dodatek zaczeło padać - przygody muszą być, a co. Jedenastką sprintem i z deszczem po pysku do Jarocina. Zdazylismy na pociąg 23.56 (chyba cos koło tego), ja jeszcze wysępiłam papierosa od jakiegos uprzejmego Pana, bo juz mi sie okropnie chciało palić po tych emocjach, a od rana nie paliłam, no bo wycieczka rowerowa... W pociag i do Poznania, i z dworca głównego w Poznaniu do domu.
do klienta zawieźć sidićku potem na Maltę jedno kołeczko (znowu jakies kombinacje na przejściu ja nie mogę mam teraz opony utwardzone asfaltem:/ potem na deptak kupic sobie loda i zamówić tusz drukarkowy potem do sklepu z mapami gdzie się wsciekłam przy okazji zaczeła we mnie kiełkowac niebezpieczna myśl zwiazana z rowerem kupiłam parę map i bardzo zła wróciłam do domu chetnie bym sie przejechała wieczorem dla uspokojenia jakby dało radę...
do koleżanki w największych korasach, upał spaliny brrrrr i potem po cos do rowerowego. okropieństwo. musiałam spory kawał rower podprowadzić; nie cierpię upału w mieście....
powrót z Bydzi do Posen cześć z Agnieszką (70 km?), część samotnie, wiec kategoria mieszana:)
Bydgoszcz - od reala z Agenciarą:) która wstała o morderczej godzinie która nie powinna była istnieć!(godzina oczywiście) i potem juz wspólnie - Lisi Ogon -Łochowo -szukanie drogi na Tur, ostatecznie na chybił trafił przez las - Tur ale przedtem była jakaś...Zamość?:) - Tur most - Samoklęski -Grzeczna Panna (jeeeeah!nareszcie i mnie sie udało Grzeczną Pannę zaliczyć:D) - Pińsko -wyjazd na tę na Kcynie a po drodze..Ameryczka:D - po drodze na Kcynię rozstałysmy sie z Agenciarą , która dała na Kcynie i Nakło, a ja odbiłam na Damasławek - przed Damasławkiem napotkałam niezwykle uprzejmą i szykowna starszą Panią na damce która potwierdziła że dobrze jadę, życząc mi miłego dnia:) - nastepnie miałam na Mirkowice ale jakieś chłopię na skuterku mnie rozproszyło bo jechało za mną zbyt długo i juz nie wiedziałam o co chodzi -Dąbrowa, Włoszanowo - we Włoszanowie zakupiłam nożyk kuchenny, napój oraz gazetę lokalną Pałuki czy cos z nazwą Pałuki - w jakim celu to wyjaśnię zaraz - Janowiec Wielkopolski -Flantrowo -Łopienno - i sie zaczęło. Po Łopiennie na Kłodzin - to nie była najlepsza decyzja...bruczek, pod górkę i jakis niesprzyjający wiaterek (niby mi nie przeszkadza w zasadzie nawet lubię, ale jakoś tak , dzisiaj...mnie zmęczył) -Pląskowo -Kuszewo -za Kuszewem dopadl mnie kryzys i zmeczenie, więc usiadłam przy drodze i zjadlam wszystko co miałam, a była to: kanapka, pół czekolady, dwa cukierki sliwka w czekoladzie - fizycznie może nie zadziałało od razu no ale wsiadłam na rower - Jabłkowo - Rybieniec - i jakos tak zaczęłam mysleć o gofrach w Skokach, ale dobrze że przedtem spojrzałam na mapę - Rybno - Kiszkowo -Sroczyn (postój na zakup picia i esemesy) - i potem chciałam naKrzeslice, ale zaczeło mi sie wydawać że lepiej bedzie na Pobiedziska, więc -Pobiedziska -Promno - Promienko -Biskupice (i tu uzyłam nozyka kuchennego do ścinania bukietu z kwiatów przydroznych a gazety Pałuki do zawijania ich w zgrabny wałek który dałoby sie na rower przymocować) - póżniej rowerową piaskową przez Biskupice i Uzarzewo - jeszcze jeden postój na uzupełnienie pokaźnej już wiąchy, z wiąchą na Gruszczyn, potem standardową trasą przez Gruszczyn na Maltę gdzie mi odbiło i zaczełam sie scigać z chłopakiem jakimś (a ja z sakwami i z wiąchą) -drugi raz odbiło mi na przejściu gdzie był potworny korek i jakis staruszek krzyczał że sie nie da przejśc a zielone i machał rękami więc ja sie agresywnie aczkolwiek głupio wtarabaniłam z rowerem przed samochód więc juz musiał stanąć - i przeszłam i ja i staruszek - okręznie ale spokojniej rowerową tą na Hetmańskiej w stronę domu -dom -ufff.
Przesymaptyczna wycieczka niedzielna z rowerzystami z Bydgoszczy! Bardzo bardzo Wam wszystkim dziękuję żescie mnie zabrali - nie przypuszczałam że bedzie tyle osób i że będzie tak fajnie! Tereny piekne, trasa -super, jezioro jak sobie wymarzylam i jeszcze kąpiel na dokladkę:D Agnieszka, Kita, Witek, Tomek i pozostali - których imion o wstydzie - nie pamietam, szlag by to! -bez Was ta niedziela by wyglądała zupełnie ale to zupełnie inaczej! Kilometry terenowe spisałam od Kity - nie za bardzo ogarnełam ile ich rzeczywiście było, wiec jeśli jest tu jakis error to proszę mnie skorygować:) W każdym razie i te asfaltowe i te terenowe kilometry były cudne. Kita pliz przypomnij mi jak sie zwali bajkerzy których imion zapomniałam, bo mi az głupio....
Malta - Gruszczyn -Kobylnica -Wierzonka -Karłowice -Tuczno -Wrończyn -Krześlice -Podarzewo -Sroczyn (postój na BigMilka , króciutki))-Kiszkowo -Rybno -Łagiewniki -Kamieniec -Łopienno -Świniary -Janowiec Wielkopolski (postój na sms) -Żerniki -Cerekwica - Żnin - (postój na batony extra z cukierni) - Łabiszyn - na Rynarzewo przez cos tam co wpisze pozniej bo nie pamiętam (ale musiałam dopytać ekipe panów na rowerach:) Rynarzewo -Bydgoszcz
Na poczatku sie wlokłam, ale potem nastapil error w mojej głowie i zrobiło sie chłodniej. Potem zobaczyłam że dośc szybko jadę, no to stwierdzilam że ciekawe ile tak pociągnę. Ciagnęłam ciągnęłam i jakos nie przestawałam, a jeszcze dodatkowo error w głowie robił sie wiekszy i większy i juz sama nie moglam z soba wytrzymać, wiec jak najszybciej chciałam juz u Rodziców być (zwłaszcza że Mama zaczela mnie molestować sms że to jakas burza czy chmury...chociaz ja za bardzo tych chmur nie widziałam) No to jechalam sobie dalej z errorem i zaczełam byc ciekawa czy do samej Bydzi tak pociągnę.W sumie sie nawet nie zmęczyłam, zmeczyły mnie dopiero korki w Bydgoszczy i spaliny - zrobiło mi sie okrutnie niedobrze. Ale koniec końców bylam na miejscu dośc szybko.
Rano najpierw kombinacja asfaltowo-leśna czyli nuuuuudy na Malcie, ale za to na przejściu cos tak kombinowali z budową że sie zupelnie zakreciłam; potem do chaty, potem do koleżanki i z powrotem. o i własnie widze tu z boku ze juz 4000 jest ponad. Raz na mnie natrabił taksówkarz zupełnie bez powodu ale takim delikatnym trutaniem wiec sie nawet nie zezlościłam, a raz to ja sie zachowałam jak cioł i imbecyl, ale na szczescie pan kierowca na mnie ani nie nawrzeszczał ani nie otrąbił ani nic. Pozdrawiam i przepraszam wyrozumiałego Pana w zielonym pojezdzie:D
Naszła mnie jeszcze refleksja a propos trabienia. Wbrew pozorow sa rózne jego rodzaje. Niestety w Polsce miałam do czynienia najczęściej z wsciekłym trąbieniem typu "zjeżdżaj ty taka owaka rozjade cię na placek". Słyszac takie trabienie z tyłu mozna od razu zejśc na zawal jeszcze przed rozjechaniem. Oraz ostre trabienie dla jaj, takze za plecami "hej zabawmy sie i wystraszmy rowerzystkę" W Rumunii trabią bardzo czesto ale zupełnie nie złosliwie i nie wściekle. Raczej jest to trąbienie typu " uważaj dziewczyno bo nadjeżdżam z tyłu" po czym mijajacy kierowca zazwyczaj jeszcze macha powitalnie czy usmiecha się zza szyby. Osobna sprawa to trabienie samochodów nadjeżdżających z przodu - tu juz w ogóle trabia ewidentnie w stylu "hej hej cześć" i machaja na potegę jak również pokazują że okej w sensie kciuka do góry.(nawet policja rumuńska) Zupełnie inna para kaloszy to trabienie w Ułan Bator. Na rowerze tam nie byłam co prawda, ale trąbili tak czy owak, trąbili sobie cały czas, trąbili na wszystko wkoło, nie ze złoscia czy zdenerwowaniem - tak po prostu, trabili bo mieli trębawki w samochodach. Jadac z kierowca mongolskim zauwazyłam że trąbi bez wyraźnej potrzeby (przynajmniej wedle naszych standardów), pomijając te momenty gdy przyczyną trutututututu była ładna mongolska dziewczyna o co w Mongolii nietrudno. W szkocji nie trabili niemalże wcale. Za to zachowywali sie jak gdyby rowerzysta był niezwykle kruchy i cenny (w sumie racja:D) Co prawda miałam okazję pojezdzic tam tylko dwa dni, ale i tak dało mi to sporo do myslenia, ze na wąziutkich asfalciczkach czuję się zupelnie bezpiecznie nawet gdy z góry nadjeżdża olbrzymia ciężarówka...bo co robi ciężarówka czy tez inny samochód? ZATRZYMUJE SIE i czeka aż biedna zasapana rowerzystka podjedzie pod górkę i spokojnie minie pojazd bardziej opancerzony...za pierwszym razem myslałam ze to jakiś przypadek, za piatym skumałam że to raczej inna kultura...