Wpisy archiwalne w kategorii

w ekipie

Dystans całkowity:12251.15 km (w terenie 4479.00 km; 36.56%)
Czas w ruchu:454:33
Średnia prędkość:19.07 km/h
Liczba aktywności:144
Średnio na aktywność:85.08 km i 4h 59m
Więcej statystyk

Do Paszczy Zielonki

Niedziela, 14 grudnia 2008 · Komentarze(5)
Do Paszczy Zielonki z Growianami.
Zimno ale fajnie.
Miłe towarzystwo to co tam że zimno.
Chociaż pomazamarzane kałuże lekko mi dały do myslenia, jak wyjeżdżałam (ostatni raz na rowerze to byłam w listopadzie i żadnych mrozów jeszcze nie było)
Jestem zadowolona, mimo że jak przyjechałam to podobno wygladałam "wymęczona i opuchnieta-?!
No fakt, zmeczona troche byłam w końcu kondycja mi siadła po takim czasie niejeżdżenia.

Fajowa czilałtowa wycieczka

Sobota, 11 października 2008 · Komentarze(3)
Kategoria w ekipie
Fajowa czilałtowa wycieczka z Donią Burza Pustynna i Maciejem - z Wolsztyna do Grójca Wielkiego przez różne pomniejsze miejscowości których nazwy wpisze jak mi sie zachce (zakrętasmi i pętlami i kombinowaniem po ładnych miejscach)
Byłam troche na wpół przytomna bo pracowałam do 4.30, ale udalo mi się temat zamknąc i wstac na pociag po trzech godzinach, czym zadziwiłam samą siebie.
Tempo: super-lejzi - cudowne opindalanie się i leżaczki nad jeziorem...bosko.

Polecam wszystkim wizyte w parowozowni w Wolsztynie. Bardzo fajne i ciekawe miejsce. Mogą się schować wszelkie nudne i beznadziejne sztuczne skanseny...

dziecko w okienku:


jesień za kratkami:


obrót lokomotywy:



a wagonik z węglem robił fikołka:


Pan Kolejarz


symetryczny węgiel:


wypadki!


żywe i martwe:


everything is illuminated:


coś tu zjadłam ale nie pamietam co:


Uliczny Opryszek z Pełną Kulturą:


Zbąszyński dialog:


W Zbąszyniu akurat odbywała się Biesiada:


przed namiotem Pani szykowała ciągutki w kolorach radosnych:


tu zostało wybrane miejsce na leżakowanie:


miejscówka na siku:

Wypad ze starymi dobrymi

Niedziela, 5 października 2008 · Komentarze(0)
Kategoria w ekipie
Wypad ze starymi dobrymi znajomymi z Growi - najpierw po chęchach nadwarciańskich, potem po Zielonce, na zupę do Tuczna i wkoło jeziora.
Sporo ludzi więc wesoło, w ekipie był jeden poziomy rower:) wywołujacy zrozumiałe zaciekawienie (a rowerzysta na nim jadący wzbudził rownież mój bigszacun no bo nawet nie przypuszczałam że takim rowerem da się jechać po piachu korzeniach i kieretynach
ja tam bym sie wywaliła zanim bym na niego wsiadła...

z Tczewa do Grudziądza.

Sobota, 20 września 2008 · Komentarze(0)
Kategoria w ekipie
z Tczewa do Grudziądza. dokładniej potem...

Chyba mi sie juz nie zachce dokładniej, wiec tak tylko napiszę, że cała trasę dwudniówki wymysliła i opracowała Reaktywowana Pani Aldona, w wycieczce udział brali: Pani Aldona, Pan Maciej, Pan Jacek, oraz ja - martwa wiewiórka alias tatanka.
Pierwszego dnia pogoda była ładniejsza, a drugiego brzydziejsza. Jechało się super mi i pierwszego i drugiego dnia, z tym że drugiego to w deszczyku ale to nic.
Z rzeczy miłych i zaskakujących - prócz widoczków przecudnych - zdaje mi się że to było w Gniewie - poczułam sie jak w Rumunii ponieważ gdy Pani Sprzedawczyni w sklepie zobaczyła że się rozsiedliśmy na schodach w celach konsumpcyjnych, wysłała córkę w celu zaproszenia do środka sklepu (przeciez nie bedziecie jeść w tym zimnie) Córka przyniosła nawet krzesło oraz zaproponowała usiaść sobie na ciepłym kaloryferze czy czymś tam. Życzliwość ludzka jak w Rumunii:)
Koniecznie trzeba odnotować że na kolację zjedliśmy przyrządzone przez Pana Macieja spagetti carbonara bardzo dobre i sycące (brawa oklaski fanfary). Popisu kulinarnego Pan Maciej dokonał w aneksie kuchennym niestety okrutnie zasyfionym, gdzie rosły dziady w garach a o czysty talerzyk było tak trudno jak o żyrafę na antarktydzie (Pani właścicielka skądinąd bardzo sympatyczna, ale mogłaby troszke posprzątac...) Nie bardzo też szlo znalezc jakis sztuciec do zamieszania albo płyn do domycia czegoś:) Ale to nic, skoro jedzenie się udało bardzo smaczne a pod prysznicami czy w łóżkach juz tak nie straszyło jak w aneksie.
Nastepnego dnia z przygod kulinarnych to zjedliśmy kupy kupione w cukierni, to było takie dziwne czarne cos bardzo duże słodkie i elastyczne i nie dało się całego zjeśc od razu...
Życzliwośc ludzka tez nas napotkala w Toruniu gdzie Pan nam schował rowery w bezpiecznym miejscu na czas konsumpcji we wewnętrzu restauracji (bo za zimno bylo na dworze jeść)
Z innych przygód to Kolega Pan Jacek zostawił części garderoby u Pani z miejscówki noclegowej czym był bardzo straumowany, ale Pani wszystko błyskawicznie przysłała w kopercie bąbelkowej:D
W pociągu do Poznania musieliśmy wypić troche wódki żeby się nie przeziębić (no i sie nie przeziębiliśmy)
Wycieczka była świetna.

Poznań, pociągiem do Gniezna

Niedziela, 20 lipca 2008 · Komentarze(11)
Poznań, pociągiem do Gniezna -Gniezno - Trzemeszno - i potem to już za bardzo nie wiem, ale Sebek może podpowie:) - na pewno po drodze był punkt widokowy w Dusznie i Gąsawa...
Wycieczka była bomba, a to w duuużej mierze dzięki naszemu przewodnikowi - niech nam żyje Sebekfireman, który nas oprowadził takimi fajnymi i ciekawymi drogami, że głowa mała...Sebek, Ty nie cierpisz - jak my - na zespół upośledzenia nawigacyjnego...
Dopiszę cos wiecej, ale musze się wykąpać i cokolwiek zjeść:)

wycieczka z Jarocina w kierunku

Sobota, 5 lipca 2008 · Komentarze(15)
wycieczka z Jarocina w kierunku Lichenia i z powrotem - działo się...zaraz opisze ale najpierw herbata

Najpierw z Poznania pociągiem do Jarocina,z kolegą, a w Jarocinie czekal na nas jatylkopobulki.
Pojechalismy TTR, potem na Grodziec i Chocz (gdzie miał czekać jeszcze jeden kolega ale jakos nie czekal bo mial inne sprawy)
no to pojechaliśmy dalej...
Potem przeprawa promowa w Slawsku.
Potem kolega z Konina poprowadził nas przez Puszczę Bieniszewską, klasztor i źródło św. Barnaby (kurcze musze sprawdzić co to za święty...)
Przy źródle niemożebnie cięły komary.
Mieliśmy sie wykąpać w jeziorze w Gosławicach - zjeżdżamy nad jezioro a tam - pożar, jeszcze niewielki ale szybko się rozprzestrzeniał bo dął wiatr i wszystko takie suche...
Jatylkopobulki zadzwonił po straż, kolega zaczał nosić wodę w worze na smieci, Jatylkopobulki z kolei w sakwie:) To zaalarmowało wypoczywających na plazy ludzi - i zmobilizowało do działania - jakiś Pan miejscowy pobiegł po wiadra i wszyscy zaczęli gasić ogień. Gdy przyjechała straż, ogień był ugaszony, ale rzecz jasna się jeszcze tliło, więc straż jeszcze porządnie zlała pogorzelisko z węża...Szok jak ten ogień pieruńsko szybko sie robił większy i większy...
Po akcji poszlismy sie wykąpać ...Potem do Lichenia obejrzeć kombinat religijny (kurcze, nie wiedziałam że takie to olbrzymie a jednocześnie w dośc dyskusyjnym guscie)
Nastepnie do Konina, gdzie kolega Michał pokazał nam miejsce do żeru...super nalesniki:)
Potem już z powrotem do Jarocina, Michał odprowadzil nas kawałek - i o rany okazało się że spory error nastapił w obliczeniach kilometrażowych:) Pomknęlismy do Jarocina, ale po jakims czasie sie stalo jasne że na pociąg 21.15 nie zdążymy, potem z kolei errorów kilka nawigacyjnych i dopadła nas ciemność co nawigację jeszcze utrudniło...Z jakiś pól dostalismy sie wreszcie na jedenastkę - no i na dodatek zaczeło padać - przygody muszą być, a co.
Jedenastką sprintem i z deszczem po pysku do Jarocina.
Zdazylismy na pociąg 23.56 (chyba cos koło tego), ja jeszcze wysępiłam papierosa od jakiegos uprzejmego Pana, bo juz mi sie okropnie chciało palić po tych emocjach, a od rana nie paliłam, no bo wycieczka rowerowa...
W pociag i do Poznania, i z dworca głównego w Poznaniu do domu.

powrót z Bydzi do Posen

powrót z Bydzi do Posen
cześć z Agnieszką (70 km?), część samotnie, wiec kategoria mieszana:)

Bydgoszcz - od reala z Agenciarą:) która wstała o morderczej godzinie która nie powinna była istnieć!(godzina oczywiście) i potem juz wspólnie - Lisi Ogon -Łochowo -szukanie drogi na Tur, ostatecznie na chybił trafił przez las - Tur ale przedtem była jakaś...Zamość?:) - Tur most - Samoklęski -Grzeczna Panna (jeeeeah!nareszcie i mnie sie udało Grzeczną Pannę zaliczyć:D) - Pińsko -wyjazd na tę na Kcynie a po drodze..Ameryczka:D - po drodze na Kcynię rozstałysmy sie z Agenciarą , która dała na Kcynie i Nakło, a ja odbiłam na Damasławek - przed Damasławkiem napotkałam niezwykle uprzejmą i szykowna starszą Panią na damce która potwierdziła że dobrze jadę, życząc mi miłego dnia:) - nastepnie miałam na Mirkowice ale jakieś chłopię na skuterku mnie rozproszyło bo jechało za mną zbyt długo i juz nie wiedziałam o co chodzi -Dąbrowa, Włoszanowo - we Włoszanowie zakupiłam nożyk kuchenny, napój oraz gazetę lokalną Pałuki czy cos z nazwą Pałuki - w jakim celu to wyjaśnię zaraz - Janowiec Wielkopolski -Flantrowo -Łopienno - i sie zaczęło.
Po Łopiennie na Kłodzin - to nie była najlepsza decyzja...bruczek, pod górkę i jakis niesprzyjający wiaterek (niby mi nie przeszkadza w zasadzie nawet lubię, ale jakoś tak , dzisiaj...mnie zmęczył) -Pląskowo -Kuszewo -za Kuszewem dopadl mnie kryzys i zmeczenie, więc usiadłam przy drodze i zjadlam wszystko co miałam, a była to: kanapka, pół czekolady, dwa cukierki sliwka w czekoladzie - fizycznie może nie zadziałało od razu no ale wsiadłam na rower - Jabłkowo - Rybieniec - i jakos tak zaczęłam mysleć o gofrach w Skokach, ale dobrze że przedtem spojrzałam na mapę - Rybno - Kiszkowo -Sroczyn (postój na zakup picia i esemesy) - i potem chciałam naKrzeslice, ale zaczeło mi sie wydawać że lepiej bedzie na Pobiedziska, więc -Pobiedziska -Promno - Promienko -Biskupice (i tu uzyłam nozyka kuchennego do ścinania bukietu z kwiatów przydroznych a gazety Pałuki do zawijania ich w zgrabny wałek który dałoby sie na rower przymocować) - póżniej rowerową piaskową przez Biskupice i Uzarzewo - jeszcze jeden postój na uzupełnienie pokaźnej już wiąchy, z wiąchą na Gruszczyn, potem standardową trasą przez Gruszczyn na Maltę gdzie mi odbiło i zaczełam sie scigać z chłopakiem jakimś (a ja z sakwami i z wiąchą) -drugi raz odbiło mi na przejściu gdzie był potworny korek i jakis staruszek krzyczał że sie nie da przejśc a zielone i machał rękami więc ja sie agresywnie aczkolwiek głupio wtarabaniłam z rowerem przed samochód więc juz musiał stanąć - i przeszłam i ja i staruszek - okręznie ale spokojniej rowerową tą na Hetmańskiej w stronę domu -dom -ufff.

Przesymaptyczna wycieczka niedzielna

Niedziela, 29 czerwca 2008 · Komentarze(2)
Kategoria w ekipie
Przesymaptyczna wycieczka niedzielna z rowerzystami z Bydgoszczy!
Bardzo bardzo Wam wszystkim dziękuję żescie mnie zabrali - nie przypuszczałam że bedzie tyle osób i że będzie tak fajnie!
Tereny piekne, trasa -super, jezioro jak sobie wymarzylam i jeszcze kąpiel na dokladkę:D
Agnieszka, Kita, Witek, Tomek i pozostali - których imion o wstydzie - nie pamietam, szlag by to! -bez Was ta niedziela by wyglądała zupełnie ale to zupełnie inaczej!
Kilometry terenowe spisałam od Kity - nie za bardzo ogarnełam ile ich rzeczywiście było, wiec jeśli jest tu jakis error to proszę mnie skorygować:)
W każdym razie i te asfaltowe i te terenowe kilometry były cudne.
Kita pliz przypomnij mi jak sie zwali bajkerzy których imion zapomniałam, bo mi az głupio....