Wpisy archiwalne w kategorii

niekoniecznie po bułki

Dystans całkowity:3631.34 km (w terenie 844.00 km; 23.24%)
Czas w ruchu:196:43
Średnia prędkość:18.46 km/h
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:103.75 km i 5h 37m
Więcej statystyk

Ceska Ves - Głuchołazy - a potem

Niedziela, 3 sierpnia 2008 · Komentarze(7)
Ceska Ves - Głuchołazy - a potem to juz takie nudy że nie wiem. Wpakowalismy sie w szlak pieszy, było bardzo nudno bo przez jakis czas musielismy rowery przepychac popychać i przenosić przez drzewa, ja sie wywaliłam w krzaki tak ze rower mnie nakrył i w ogole nie mogłam wstać, no nudy po prostu! Takie, że w Jarnołtówku znaleźlilsmy spanie, zostawilismy sakwy i pojechalismy ponudzić się w Górach Opawskich terenowo. Potem wrócilismy do Jarnołtówka.

cos grzebię:


jak usłyszelismy od przechodzących dziewczyn, nastąpniecie na tego kozła w Głuchołazach przynosi pecha. Pobułki w niego wdepnał, nieszczęsny:


rower uzbrojony:


rower ozdobny:


strasznie nudny ten szlak:


paski:


wieża na szlaku przygranicznym w Opawskich:


..i nudny podjazd do niej:


widoczek:


babsko:

Orłowiec -Złoty Stok - Ceska

Sobota, 2 sierpnia 2008 · Komentarze(2)
Orłowiec -Złoty Stok - Ceska Ves
dokładna trase wpisze pozniej bo musze znalezc na mapie
w Złotym Stoku dołączył do nas Kulega Jacu który z nami musiał wytrzymywać aż trzy dni:D
W każdym razie do tej pory mieliśmy mantrę, ktora nam się ułozyła na podjezdzie pod Przełęcz Karkonoską, która brzmiała "jest co robić" , powtarzalismy to czesto i nieodmiennie nas to bawiło
W Jaworniku powstała nowa mantra za sprawa napotkanego starszego bajkera, który twierdził ze obrana przez nas trasa to same nudy pola i nic więcej. No cóż nie uwierzylismy mu i sie okazało że rzeczywiscie potem tak jak mówił były straszne nudy. To znaczy nudne terenowe podjazdy w nudnym lesie, i litry potu wylewane. Nudy jak nic. Od tej pory jak tylko jechalismy po jakims trudniejszym odcinku - morderczy podjazd, błocko, niepodjezdżalny fragment, mówilismy: ale nudy.

ładne zielone drzwi w Javorniku:


widok na Javornik:


dołaczył do nas Jacek, Wojtek albo się wzruszył albo smarka:


Jacu chciał tu zjechać na dół. Nie wyrazilismy zachwytu:


niestety nieostry papier toaltowy Top Tupiący!

Miedzylesie -Różanka -Domaszków

Piątek, 1 sierpnia 2008 · Komentarze(5)
Miedzylesie -Różanka -Domaszków -Jaworki -Idzików -Przełecz Puchaczówka -Stronie Śląskie (obiad!) -lasem i rozdroże jakies tam -Ladek Zdrój -Orłowiec

rano trzeba jechać dalej, pogoda piekną aż za - upał!


w Różance kolejny konkursowy przystanek:


Pobułki i Róze Trzy w Rózance:


ruiny zamku gdzie tylko ja poszłam, bo Pobułki nie chciał:


i kolejny konkursowy przystanek w Domaszkowie! nawet kwiatki tu wiszą!:


naprawde ładny! (inne przystanki konkursowe znajdziecie u Jatylkopobulki, jak wstawi jakies fotki;)


kolejny landszafcik.


z noclegu w Orłowcu: Ozdoba -mroczna wiewiórka w girlandzie:

Lasówka - Autostradą Sudecką

Czwartek, 31 lipca 2008 · Komentarze(2)
Lasówka - Autostradą Sudecką która nie jest jednakowoż autostrada wielopasmową ale mało uczęszczaną przez samochody (za to często przez kolarzy których tu paru spotkaliśmy) drogą widokową - Droga nad Dzika Orlicą -Poniatów -Niemojów - Miedzylesie

W Miedzylesiu sie rozlokowalismy, poszlismy sobie na obiad, wrócilismy i pojechalismy bezsakwowo na spacerek który miał byc lajtowy ale jakos to nie wyszło, nie wiem czemu.

Trasa spacerku wieczornego bezsakwowego: Miedzylesie -Dolnik -Pisary -Potoczek - Jodłów -wąwóz Głosny Potok -Goworów, Szklarnia -Miedzylesie

usmiech rano nas powitał na scianie w schronisku Szarotka:


starzy ludzie rano nie mają co robić, wyłaża przed schronisko i fotografuja np. kursy spadochronowe:


a wiewiórki właża wysoko i obstrykuja noclegownie i Pobułki:


sruuu w dół po Sudeckiej!:


po drodze piekne landszafty:


to już naprawdę Dzika Orlica:


tu jakby spokojniejsza:


no i na zjezdzie do Miedzylesia: pana


Świety ubabrał sobie dwa paluszki:


no!


dziwne drzwi do piekarni w Miedzylesiu: wilk w lesie w otoczeniu rogalików. Pod wilkiem były za to sceny typowo piekarskie.


w okolicach Miedzylesia odbywał sie konkurs na najładniejszy przystanek. Oto pierwszy z jakim sie zetknelismy, w Dolniku:


Głosny Potok: wycieczka która miała byc lajtowym spacerkiem rowerowym bezsakwowym


zmierzch zapada trzeba na kwaterę wracać:

Sierpnica -Przełecz Sokola -Sokolec

Środa, 30 lipca 2008 · Komentarze(0)
Sierpnica -Przełecz Sokola -Sokolec -Ludwikowice Kłodzkie -Nowa Ruda -na Tłumaczów -Tłumaczów -Gajów -Radków - Góry Stołowe -szlakiem rowerowym Krzywą Drogą;) -Batorów -Szczytna (tu wyczerp nastapił wiec poszlismy na obiad wielki i bardzo dobry) - i na przestrzał przez Góry Bystrzyckie do Lasówki do schroniska Szarotka, polecam jako noclegownię:D

dzik smutny i dzik wesoły (aranzacja ścienna mysliwska z noclegu w Sierpnicy)


landszafcik z chateczką:


w końcu to dolina widoków:


pryska na rynku w Radkowie:


Ratusz w Radkowie. Mi sie tam podoba:


detal fontanny w Radkowie:)


a kwiatki i bloki z rynku zgrane z Ratuszem:)


podparta kamienna gęba w Górach Stołowych:


rowerzyści nałogowcy:

Kowary Podgórze -Przełecz

Wtorek, 29 lipca 2008 · Komentarze(3)
Kowary Podgórze -Przełecz Okraj -Lubawka -Mieroszów -Chełmsko Ślaskie - Sokołowisko - Góry Suche (Andrzejówka) -jakas Rybnica nie pamietam jaka -Głuszyca -Sierpnica -rozlokowanie się finezyjne w finezji -do Głuszycy po zakupy na zakwasy -i z powrotem do Sierpnicy

Podjazd w tych Górach suchych był kamienisty nie do przerobienia z naszymi mozliwosciami i z naszym obciazeniem. Troche musielismy wprowadzać, co potwornie bylo upierdliwe. Ale! W pewnym momencie wjechałam w kupę końską i to zadziałało czarodziejsko! Pomknełam ostatni odcinek do Andrzejówki jak burza!

a ten rano się przyczepił do mojego roweru, zielony DJ:


znowu jest co robić - na Przełęcz Okraj:


dalej na Przełecz Okraj:


Święty dłubie w nosie:


ładny mural w Chełmsku, na dodatek wypatrzyłam że autorem jest mój znajomy z liceum jeszcze, Bartek Skolimowski:


sie na Wojtka gapią:


Domki tkackie w Chełmsku:


Sokołowisko - cafe tylko dla przodowników najwyraźniej:


Sokołowisko - spożywczy z ciuchami i prasą:


wygódka w Górach Suchych:


Andrzejówka:


na ten widok az rower sie ze strachu wywalił:

Jelenia Góra - Podgórzyn -Przesieka

Poniedziałek, 28 lipca 2008 · Komentarze(4)
Jelenia Góra - Podgórzyn -Przesieka - Przęłecz Karkonoska -Borowice -Przełecz pod Czołem - Karpacz - Ściegny - Kowary - Kowary Podgórze (tu nocleg) - zjazd do Kowarów na pizzę Kapriczjozę i rzecz jasna po piwo na zakwasy - powrót do noclegowni

Na przekór tym co mieli watpliwości wjechaliśmy z jatylkopobułki z obciążeniem sakwowym na Przełecz Karkonoską. Zmachaliśmy się, ale po drodze wyprzedzili nas kolarze wycinacze, jeden z fajka za uchem, który wołał za drugim " Tomek ja już nie mogę" co nas bardzo ubawiło:D
Nocleg mieliśmy w bardzo miłym miejscu.

się pakuję:


nasze rowery grzecznie stoją, inne wiszą:


Cze Wojtek!:


Jelenia Góra:


chłopaki karmia gołebie na rynku w Jeleniej:


dawaj Wojtek dawaj swiezy jesteś!


no i Wojtek dał i jestesmy juz na Przełeczy Karkonoskiej:


miedzy Karpaczem a Kowarami stoi takie oto ładne żelastwo:

Poznań, pociągiem do Gniezna

Niedziela, 20 lipca 2008 · Komentarze(11)
Poznań, pociągiem do Gniezna -Gniezno - Trzemeszno - i potem to już za bardzo nie wiem, ale Sebek może podpowie:) - na pewno po drodze był punkt widokowy w Dusznie i Gąsawa...
Wycieczka była bomba, a to w duuużej mierze dzięki naszemu przewodnikowi - niech nam żyje Sebekfireman, który nas oprowadził takimi fajnymi i ciekawymi drogami, że głowa mała...Sebek, Ty nie cierpisz - jak my - na zespół upośledzenia nawigacyjnego...
Dopiszę cos wiecej, ale musze się wykąpać i cokolwiek zjeść:)

zwalę od Jatylkopobułki:
SZATAN

Sobota, 19 lipca 2008 · Komentarze(2)
zwalę od Jatylkopobułki:
SZATAN MA DOŁA :D

cudna wycieczka, którą zaraz opiszę, jesli znów error nie wyskoczy:)
najpierw pociągiem do Wronek. W pociągu spotkalismy Kubę i mase innych rowerzystów;) Kuba pojechał z nami do Chojna, tam sie pożegnalismy, i my na prom, a Kuba gdzies w swoja strone.
Potem my za rzeka przez las, znaleźlismy biedne żółte ptaszę (wilgę?) już martwe...
W strone Sierakowa, zachwycajac się falistym terenem, nie nudnopłaskim....
Sieraków - postoj pod sklepem.
Potem hajże znowu terenem pofalowanym i pięknowidokowym przez Górę, Chalin, Prusim do Kamionnej, gdzie na rynku św. Wawrzyniec oprócz standardowej kraty trzymał równiez bukiecik kwiatów.
Potem korzystając z pomocy nieocenionych mieszkańców Kamionnej skierowalismy sie polami na Dormowo, bo za Dormowem mapa mi sie konczyła a nastepna sie zaczynała kawałek dalej, więc była możliwośc erroru, który rzecz jasna nastapił.
Oczywiście nic to. Na Łowyń i Lewice, szosa, w Lewicach postój na kabanosa i potem juz w las, lasem do Starego Tomysla, udalo nam sie tylko raz szlak zgubić, ale sam się potem znalazł. Istna piaskownica była w lesie, ale dalismy radę. Potem ze Starego do Nowego Tomysla, gdzie zakupilismy bilety i zjedlismy cos ciepłego, kawka, no i kupilismy fajki...które nam jakos nie smakowały:p
W pociag i do Poznania:)
Świetna wycieczka!
Pobułki, dzieki za towarzystwo:) i znowu bylo fajowo:)
a jak tam ładnie i faliscie!


foty: ja ciagle nie mam aparatu: Te zdjecia zrobił Jatylkopobułki!
w Kamionnej przed sklepem:


św. Wawrzyniec z Rynku w Kamionnej tym razem trzyma w reku nie tylko krate ale również i figlarny bukiecik:


a to juz bez komentarza:

Kolejny wypad na stawy milickie

Niedziela, 13 lipca 2008 · Komentarze(1)
Kolejny wypad na stawy milickie z Jatylkopobułki.
Najpierw samotnie pociagiem do Żmigrodu z Poznania,
potem z Bułkami ruszylismy i tak nam sie nie chciało (a może to mnie tylko sie nie chciało) szybko jechać, bo było tak ładnie, i jakos nie widziałam potrzeby się spieszyć. Podziwialismy wiec sobie okoliczności przyrody i tak sobie jechaliśmy turystycznie...bez errorów oczywiscie sie nie obyło, ale nic to. Pokretna drogą dotarlismy do Milicza, zjedlismy tortille i wypilśmy kawę bo jakos potwornie głodna sie zrobilam,i wpadlam na pomysł że znowu beda trudnosci z dotarciem na pociąg...a tu wiater po gębie naprzeciwny, ja nagle jakos kiepsko sie poczułam i zesłabłam jak chyba nigdy jeszcze w tym roku, szczęsliwie Pobulki mnie od wichury osłonił i pokulalismy sie do Jarocina okreznymi drogami, bo miałam jakis sygnał od instynktu żeby absolutnie sie nie pchać na główną...Kulalismy sie dosc powoli, chociaż jak na te warunki, i tak niezle. Po czym w pewnym momencie chyba wreszcie zadziałały spozyte batony Ikar i Geisha, kryzys mi minał, zaczeło sie błyskać i to tez chyba podziałało na tempo, koniec końców zdązylismy na pociąg 21.13 z Jarocina (to był jakiś cud) i to w istnej scianie deszczu i w akompaniamencie piorunów. MIłe panie konduktorki nie czepiały sie mnie że rower ustawiłam w miejscu nieprzewidzianym dla rowerów...potem juz do domu, po drodze tylko zakupiłam piwo na zakwasy i fajki dla relaksu.
Było jak zwykle niezwykle!
Jatylkopobułki, dzieki za towarzystwo i za osłonę w drodze powrotnej!

I jak fajnie że cały czas zostało tyle do eksploracji w tym rejonie, który jest przesliczny!