Tak naprawdę to powinny byc tu dwie wycieczki, ale nie bardzo chciało mi się to rozdzielać. Najpierw pojeździliśmy z Jackiem po lesie w te i w tamte, miałam zamiar powygrzewać sie przy Babskich Jeziorkach (Jez. Uli, Baba i jeszcze chyba jakieś), ale po pierwsze, nie starczyło czasu, po drugie, wcale nie było za gorąco, chociaż słońce swieciło ładnie. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do sklepu, gdzie panie i panowie jeźdźcy konni zaparkowali swoimi rumakami i pili piwo. Miedzy nimi a nami wywiązały się takie oto dialogi: Jeździec (do Jacka, niosącego ze sklepu sok - jak sie okazało przeterminowany, jednak nie ma to znaczenia dla dialogu) - Co to za wycieczka, jeśli piwa nie ma? Jacek: Ja prowadzę. Jeździec: Ja też. Jacek: No i właśnie to dość niepokojące. ....chwila milczenia... ...tu dla wytłumaczenia Jacek miał na głowie takie coś, zapomniałam jak się nazywa, taką okrętkę na głowę) Jeździec: Myslałem, że w czepku to się na basen chodzi. Ja: A ja myślałam, że kozaki to się w zimie zakłada. ....i znowu chwila milczenia... Jeździec: podrzucić was gdzieś? Ja: nie, dzięki, będziemy szybciej. Jeździec:ooooo ojjjj nie..... pani Jeździec: ooooo na pewno nie (itp. chór pozostałych jeźdźców)
potem pojechaliśmy. Wieczorem do Jacka kolegi, wracaliśmy w nocy, w te i w tamtę razem ze 40 km.
Poznań - do Zaniemyśla przez Kórnik - potem do Środy Wielkopolskiej - ze Środy trochę asfaltem, a trochę błockiem polnym, bo dżipies Jacka się rozszalał i postanowił wyprowadzić nas (dosłownie) w pole. Do Środy ze Złym Człowiekiem który pojechał tylko Po Bułki. Ciekawa jestem, czy to on nie ma jakiegoś związku z czwartkowym domniemanym pożarem (??) Archiwum Państwowego. Pożar ten co prawda chyba własciwie się nie odbył, jednak straż pożarna była na miejscu, ponieważ sama ją widziałam na własne oczy. Jednak było to w czwartek, a nie w sobotę, własciwie nie ma to nic z dniem dzisiejszym wspólnego, poza miejscem spotkania się ze Złym Człowiekiem - własnie pod Archiwum Państwowym. Tak czy inaczej, setka pękła:) Bardzo dziękuję Wojtkowi za pozyczenie kurtki. Oraz za wszystko inne. Aha, dodam jeszcze, ze bardzo się cieszę, że nareszcie mogłam pojeździć.
Do Jarocina pociągiem, a potem w towarzystwie Złego Człowieka Jatylkopobułki do Środy. Kędy nas prowadził, on sam tylko wie. Okazało się, że przed Solcem da się kawałek terenem jechać, to jest wałem, z którego juz stopniało, spłynęło i wyschło - ale nie wiadomo jaki kawałek. Potem podobnie jak wczoraj, przez most, a potem trochę inaczej, bo nie przez Przymiarki, ale za to przez Sulęcinek (muszę poprawić wczorajszy Sulejówek czy co tam wpisałam), potem przez Garby, i do Środy, gdzie Wojtek wrócił do Jaro, przedtem wypijając dwie kawy, a my z Jacem pojechaliśmy do Poznania, przedtem zjadając pizzę i makaron. Wygląda na to, że wiosna na całego zamierza wkroczyć. W mieście są aleje kup w miejscach gdzie były zaspy, natomiast poza miastem w miejscach zasp, np w rejonie wiosek, zauważylismy aleje butelek i buteleczek po napojach rozweselajacych (ale nie wszędzie!) i oraz od czasu do czasu jakieś martwe zwierzę. Widac tez było o wiele milsze aspekty wiosny, czyli jakies inne kolory niż biały i szary...
trasa: Jarocin - do Chociczy to wie Wojtek, jak - Solec, Sulęcinek, Garby, Środa, POdgaj, Pławce, Czerlejno, Trzek Duży, Gowarzewo, Tulce, Poznań, pojechaliśmy przez Maltę, żeby przy źródełku trochę odbłocić rowery.
Poznań - Puszczykowo - Rogalinek - Rogalin - Świątniki -Radzewice -Trzykrotne Młyny -Czmoniec - Orkowo - Niesłabin - Zbrudzewo - Śrem - Nochowo - Pełczyn -Gawrony - Miedzychód - Pinka - Kotowo - Dolsk - Trąbinek - Błażejewo - Włościejewice - Włościejewki - Brzóstownia - Książ Wielkopolski - przez most na druga stronę Warty - Solec -Przymiarki - Sulejówek - Garby - Środa Wielkopolska (tu się objedliśmy i pojechaliśmy pociagiem do domu) Okolice Dolska są rewelacyjne, ale jeszcze za wcześnie, żeby wjechać porządnie w teren. Pogoda dziś przepiękna, świetnie się jechało. Aha, no i wyjazd był rzecz jasna w intencji. Żeby wyjazd wakacyjny wyszedł tak jak trzeba. Razem, rowerowo i tam gdzie ma być:D
W sobotę postanowilismy jechać do Środy. Kilometry na Malcie były w pewnym momencie okrutne, rozdeptany lepki snieg, który jeszcze się nie roztopił, nie pozwalał na normalną jazdę, potem w lesie było nie lepiej:), no, ale za to jakże zabawnie, no i niezły wysiłek, żeby w tym ujechać. Ale to trwało niedługo, potem już był asfalt do Środy, słoneczko i wiaterek w plecki, rewelacja i 30 z licznika nie schodziła...i tak przez jakies 30 km. Bo potem zawrócilismy, i mimo że inna drogą wracaliśmy, to jednak wiaterek już nie pomagał, a wręcz przeciwnie. I tak sobie nie pomagał absolutnie przez powrotne 50 km, więc się naprawdę, muszę przyznać, umęczyłam.
Poznań - Malta - i na Środę przez Zimin, Krerowo - Środa - powrót przez Nową Słupię, Bożydar (gdzie widzielismy wprost rewelacyjne bałwany, jak mi sie zachce, to zamieszczę zdjęcie)- Kórnik - Rogalin - Mosina - Puszczykowo - Luboń - Poznań
pierwszy raz w życiu, i raczej po raz ostatni, na maratonie spinningowym. Ot tak, zobaczyc o co chodzi - ja nawet w życiu na żadnym rowerze stacjonarnym nie próbowałam pokręcić... 3 godziny w duchocie, błyskach disko i umc umc muzy z głosników...i przy krzykach wydających polecenia prowadzących....:D
Chcieliśmy pojechać do Puszczykowa, ale skutecznie się zakopaliśmy w sniegu tak, że wrócilismy z powrotem. Może gdzieś dalej mozna juz jechac nadwarcianskim, np może za Luboniem? - nie wiem - ten odcinek na który żesmy weszli był kompletnie nie do ujechania... Za to smiechu co niemiara. Szkoda tylko, żeśmy dłużej nie pojeździli.
Próba generalna - czy można już jeździć z palcem skręconym 4 tygodnie temu. Można:) Przypuszczam, że warto było wytrzymać to trochę czasu - jeszcze wcale nie jest do konca idealnie. Taka pierda, a taki galimatias przez to. Radość wielka z jeżdżenia, bylo całkiem ciepło, ale straciłam wprawę w jeżdżeniu po śliskim. Średnia śniegowa:D